Pomógł: 12 razy Wiek: 51 Dołączył: 11 Maj 2008 Posty: 804 Skąd: Marienburg
Wysłany: 2009-10-29, 00:05
Faktycznie , zdjęcia tam można oglądać po zarejestrowaniu się , ale dlaczego kody nie działają to niestety nie jestem w stanie Ci odpowiedzieć.
Klasyk_Light
Dołączył: 25 Paź 2009 Posty: 98 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2009-10-29, 00:09 Windka Korbowa do opuszczania opraw ulicznych na przewieszka
A teraz skoro mamy już zaczątek i pierwsze ślady mechanizmu Windki Korbowej zlokalizowane, dodam kilka informacji o tym mechanizmie:
Urządzenie to składa się z części głównej, bębna, na którym nawinięta była linka nośna oraz "czapy" czyli kołnierza, przez który ta linka szła w górę, wzdłuż elewacji, potem przez kółko ruchome aż do oprawy.
W razie potrzeby opuszczano korbą oprawę, a po naprawie wciągano na górę. Mechanizm miał specjalną zapadkę w bębnie, zas u góry, sppecjalne spprzęgło,które rozłączało oprawe od prądu, dzięki czemu oprawa już bez napięcia sieciowego jechała na dół
Mechanizm przypomina starą gaśnicę przedwojenną. Jeżeli ktoś chciałby mi pomóc je znaleźć, to proszę się nie zrażać, jeśli tych windek nie zobaczycie na własne oczy. Ja znalazłem w Cieszynie 3 szt., ale odnalazłem też ok. 12 miejsc, gdzie one kiedyś były.
Jak?
Po śladach. Są ogólnie 3:
1. Ślady mocowania do elewacji
Każdy mechanizm (bęben) był montowany na 2 sposoby:
- albo na elewacji montowano uchwyt z 2 płaskowników
- albo na elewacji montowano 3 szpilki nagwintowane, do których przykręcano bęben
Do tych w/w elementów mocowało się windkę (jej bęben)
2. Kółko odciągowe
Linka, która wychodziła z bębna musiała gdzieś tam w górze skręcić w stronę ulicy do oprawy. Przechodziła więc przez zwykłe kółko umocowane w murze na wsporniku.
Na dole bębna tego mechanizmu, była sprężynowa zapadka, o którą zaczepiało się koło zebate szpuli z linką nośną. Z tego wynika, że aby można było opuścić oprawę, trzeba było tą zapadkę ręcznie odciągnąć. Nie sądzę, żeby bez kręcenia korbą taka lampa opadała sama, choć pewności nie mam.
Ponieważ windki montowano z reguły na krawędzi budynku, lub już za nią (jeśli obok budynku nie było następnego lub była ulica w poprzek), więc wiemy już gdzie szukać. A to kółko to najczęstszy ślad, jaki jest widoczny na elewacji.
3. Przepust rurkowy
- prowadzony przez wystające z elewacji gzymsy. Linka szła od bębna pionowo do góry, ale stare kamienice miały sporo ozdobnych, odstających gzymsów. Aby więc linka przez nie mogła przejść, w takim gzymsie wbijano rurkę, przez którą szła owa linka. Czasem więc jedynym śladem są te przepusty rurkowe umieszczane nad windką lub owe kółka odciągowe odstające z elewacji.
Teraz załączam kilka zdjęć pokazujących owe "ślady" - może dzięki nim właśnie uda sie Wam kiedyś namierzyć te sympatyczne mechanizmy i sfocić je i tu pokazać?
Załączam też schemat ideowy pokazujący sens działania tego mechanizmu.
Dodam, że mechanizmy te montowano także w tzw. pastorałach warszawskich oraz w podobnych im słupów latarniowych w całej Polsce.
Tenże mechanizm datuję na lata ok. 1920, więc dlatego dziś tak trudno go ujrzeć na naszych ulicach - ale bardzo go lubię i szukam wszystkiego, co się z nim łączy
A nie wiem rzeczy podstawowych :
producent, kraj
- data pierwszej instalacji
- parametry techniczne (udźwig, temp zewn. itp)
- zakres geograficzny zastosowania w Polsce - był także w Czechach, mam zdjęcia śladów
- zdjęcia katalogowe, szkice, rysunki
Klasyk_Light
Dołączył: 25 Paź 2009 Posty: 98 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2009-11-01, 17:36
feyg napisał/a:
Na swoim twardzielu znalazłem taką pocztówkę - czy można na jej podstawie określić czy ogródek kawiarni oświetlały lampy elektryczne?
Ta latarnia posiada mechanizm windki korbowej, a raczej jej pierwowzór.
Jednak dziwnie wygląda samo zwieńczenie tego słupa - tak jakby było dorysowane, doretuszowane, takie jest jakieś lekkie, cienką kreską robione, jakby nierealne.
Wygląda na to, że w tej oprawie oświetleniowej świeciła żarówka elektryczna, ale pewności na 100% nie mam, gdyż dawniej były też stosowane lampy na łuk elektryczny, z tym że musiały być otwarte, a ta jest zamknięta, więc jest chyba na żarówkę.
Dzięki za zdjęcia!
- Was wszystkich proszę o odgrzebanie swoich zdjęć z jakimikolwiek źródłami światła, te uliczne źródła Wam się w kadr trafiają najczęściej, pokażcie takie foty, będzie miło. Mogą byc także z lat PRL, wtedy oprawy (dzis zwane Klasykami) były jeszcze w miarę nowe, dziś znajdujemy je często w złym juz stanie
_________________ Pozdrawiam
Staszek
Klasyk_Light
Dołączył: 25 Paź 2009 Posty: 98 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2009-11-01, 17:37
fritzek napisał/a:
A taka latarnia stała kiedyś przed Katedrą Oliwską.
Piekny egzemplarz! Czy stoi tam lub gdziekolwiek taki sam typ?
Myślę, że to latarnia gazowa - ktoś wie, z którego roku jest to zdjęcie?
Pomógł: 50 razy Wiek: 53 Dołączył: 10 Maj 2008 Posty: 4794 Skąd: Gdynia Mały Kack
Wysłany: 2009-11-01, 21:32
Klasyk_Light napisał/a:
Jednak dziwnie wygląda samo zwieńczenie tego słupa - tak jakby było dorysowane, doretuszowane, takie jest jakieś lekkie, cienką kreską robione, jakby nierealne.
Tu bym się nie zgodził, wysięgnik na którym wisi lampa bardzo przypomina latarnie z nieistniejącego gdyńskiego mola:
_________________ Kto głośny jak dzwon, ten pusty jak on...
W ubiegłym roku przetłumaczyłam zbiór opowiadań Leo Kämmerera o Sławnie i jego mieszkańcach sprzed 100 laty. Jedna z opowiastek nosi tytuł „Stare latarnie uliczne”. Całość została wydana w 2008 roku przez wydawnictwo Margraf ze Sławna i nosi tytuł: „Opowieści dawnego Sławna”.
Stare latarnie uliczne
W pierwszych latach XX wieku przy Bewersdorfer Chaussee wybudowano w mieście pierwszą gazownię. Zarządzał nią z polecenia Urzędu Miasta mistrz do spraw gazownictwa P a u l G e r n e r. W ten sposób zbliżała się ku schyłkowi romantyczna era lampy naftowej – naszej starej, kochanej kopciuchy. Z jakim to urokiem oświetlały uliczne latarnie nasze wyboiste ulice podczas ciemnych wieczorów – o ile oczywiście pn.-zach. wiatr od Bałtyku inaczej o tym nie zadecydował. Z wielką dyskrecją zerkały one na spacerujące wieczorami przytulone do siebie pary zakochanych, bądź też i na innych obywateli miasta, żeglujących nocą do swych domów – mimo bezwietrznej pogody bez przerwy ściągało ich na pobocze. Lillie Marleen chyba jeszcze wtedy nie stały pod nimi – a może jednak?
Z wielkim sentymentem wspominam każdą latarnię naszego miasta: tę ze starego dworca kolejowego – łączyła go z miastem ciemna aleja klonowa, przy której znajdował się gościniec Voll`a „Sperlingskrug”, ciągnęła się dalej aż do ostatniego budynku na Stolper Vorstadt, w którym mieszkał murarz Greulich, dalej od Koppel aż do przytułku dla ubogich przy Trift (późniejsza Waldstraße).
Ale nie tylko sama latarnia tworzyła ten uroczy wieczorny obraz miasta, należeli również do niego ci, którzy ją zapalali. Po zapadnięciu zmroku z drabiną na ramieniu, z płonącą latarenką u boku i z pojemnikiem, w którym znajdowały się nasączone naftą knoty zjawiał się on:
U n n a s c h. Do całego wyposażenia należała również urzędowa, poważna mina. Uzbrojony w żelazną cierpliwość musiał często poradzić sobie z na przekór dmuchającym wiatrom. W szczególnie trudnych przypadkach wynagradzał sobie własny sukces kieliszeczkiem żytka przy ladzie najbliższego sklepu. A okazji ku temu było wiele, bowiem większość sklepów zamykano dopiero o dziesiątej wieczorem.
Obraz nocnego miasta uzupełniał stróż H e r m a n n. Punktualnie o dziesiątej rozpoczynał przed ratuszem swój obchód. Następnie znikał za rogiem Nikolaistraße przy kamienicy Stolzmanna. Na rogu mleczarni Goldhorna i Kettenhagenstraße rozbrzmiewał pierwszy głośny ton małego, drewnianego gwizdka. Oznaczało to: „Małe miasteczko chce iść spać!” – już on o to potrafił się zatroszczyć.
Pięknymi letnimi wieczorami mieszkańcy Sławna w wielu miejscach sterczeli niekiedy do późna przed swymi domami. Każdy zauważywszy Hermanna pozdrawiał go, ale też i każdy z nich zostawał uprzejmie przez stróża proszony o zachowanie ciszy nocnej – bo przecież też i była już na nią pora.
Nocny spokój był od czasu do czasu zakłócany po zakończeniu przedstawienia teatralnego w hotelu u S t ö b k e. Na reklamowych ulotkach teatru ze Słupska jego dyrektor A. de Nolte umieszczał informację: „Występy gościnne Clary Drucker z teatru Lessing z Berlina”. Nikogo w Sławnie nie interesowało, że Clara Drucker już od wielu lat nie występuje w Berlinie, lecz ściśle związana jest już z zespołem teatralnym ze Słupska. Ale reklama robiła swoje.
Również w przytulnej, niewielkiej sali hotelu Stöbke lampy naftowe nadawały atmosferze wieczoru niepowtarzalnego uroku. Technicznie jeszcze nie było to możliwe, by zmniejszać płomienie licznych lamp – tak więc też i podczas przedstawienia jednocześnie scena i widownia pozostawały oświetlone. Efektów świetlnych jeszcze wtedy nie znano. Panowała interesująca synteza między widownią i artystami, którzy – chcąc nie chcąc – przez dwie i pół godziny od czasu do czasu musieli nawzajem wymieniać spojrzenia.
Srebrny kapelusz hrabiny v o n K l e i s t z Tychowa, która zawsze zajmowała miejsce oczywiście w pierwszym rzędzie, przyciągał oczy wszystkich zebranych. Dopiero gdy hrabina już na dobre się usadowiła, można było rozpoczynać przedstawienie.
A co u nas grano? Wszystkiego po trochu: krótkie przedstawienia, prawdziwe sztuki teatralne a także operetki. Och, gdybym to ja jeszcze raz mógł podziwiać na naszej prowincjonalnej scenie „Zemstę nietoperza”! Kto dyrygował małą orkiestrą? Tego już nie pamiętam. To były piękne wieczory. W oczach wszystkich widzów lśniło zadowolenie z rozkoszowania się sztuką. Po ostatnim aplauzie ciemnymi ulicami wszyscy śpieszyli do domu. To wtedy niejedna latarnia uliczna mrugała na małe grupki, które pod nią jeszcze na moment przystawały, by wymienić na pożegnanie krótkie słowo, uścisnąć serdecznie dłoń.
W tym samym czasie w małej salce u Stöbke robiło się już coraz ciemniej: „friedrich” zdmuchiwał lampy naftowe – czule i ostrożnie. Jedną za drugą.
_________________ elsir
Klasyk_Light
Dołączył: 25 Paź 2009 Posty: 98 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2009-11-01, 23:37
feyg napisał/a:
Klasyk_Light napisał/a:
Jednak dziwnie wygląda samo zwieńczenie tego słupa - tak jakby było dorysowane, doretuszowane, takie jest jakieś lekkie, cienką kreską robione, jakby nierealne.
Tu bym się nie zgodził, wysięgnik na którym wisi lampa bardzo przypomina latarnie z nieistniejącego gdyńskiego mola:
Nowe zdjęcia, które się tu pokazały, jeszcze bardziej przemawiają za tym, że wysięgnik i latarnia na zdjęciu kawiarni letniej w Sopocie jest dorysowany ręcznie. Można powiększyć zdjęcie i widac to wyraźnie. PRawdopodobnie ten słup był jakby ucięty, bez latarni, a potem ktoś postanowił na nim dorysować latarnię z wysięgnikiem
_________________ Pozdrawiam
Staszek
Klasyk_Light
Dołączył: 25 Paź 2009 Posty: 98 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2009-11-02, 00:07
elsner irena dzięi za świetną opowieść!
Dodam zatem coś o warszawskim ruchu oporu. A to dlatego, że zagrają w nim pastorałki - spokojnie, to tylko latarnie typu pastorał. Umieszczone w nich mechanizmy windek korbowych miały w tej akcji pierwszorzędne znaczenie - co mnie oczywiście bardzo cieszy.
Cytat:
Mały Sabotaż przygotowywał nową robotę. Manifestowanie rocznic narodowych wziął na siebie Wawer jako jeden z naturalnych obowiązków. Zośka i jego koledzy dwukrotnie w czasie swojej służby przeprowadzali akcję uliczną 3 maja i 11 listopada. Specjalnością trzeciomajową w owe czasy była manifestacja barw narodowych. Ogromna większość ludzi Małego Sabotażu robiła to w ten sposób, że malowała białą i czerwoną kredą barwy narodowe na murach lub też umieszczała w różnych miejscach małe, biało-czerwone chorągiewki. Zadania te trudne i ryzykowne wobec skróconej godziny policyjnej i długiego dnia oraz wobec Wzmożonej czujności Niemców i ich szpicli - nie zadowalały ambicji ani Alka, ani Rudego. Barwy narodowe? Zgoda! Ale barwy narodowe w takich wielkościach i w takiej formie, żeby miasto je naprawdę widziało. Uradzono zakupić, gdzie się tylko da, płótna białego i czerwonego i uszyć szerokie na kilkadziesiąt centymetrów, parometrowej długości flagi. Flagi te należy zawiesić na drutach tramwajowych i latarniach elektrycznych. Ale jak? Alek i Rudy na pytanie to odpowiedzieli dwiema odmiennymi propozycjami, a ponieważ każdy upierał się przy swoim pomyśle, Zośka zdecydował, że zespoły ich wykonają zadania na sposób różny, według pomysłów swych dowódców. Więc o trzeciomajowym świcie Alek ze swoimi zarzucał na przewody tramwajowe chorągiewki przymocowane do sznurka, na którego końcu był kamień. Był to system "zarzucania". System ten być może łatwy dla Polinezyjczyków - bardzo jest trudny dla pozbawionych wprawy warszawiaków. Ileż się młodzi ludzie naklęli i napocili, zanim chorągiewki ich wisiały na drutach! Ale gdy już raz taka chorągiewka zawisła, nie było innego sposobu na jej usunięcie, jak tylko przez sprowadzenie specjalnego wozu tramwajowego lub straży pożarnej. Alek dumny jak paw czyhał z aparatem fotograficznym na te wozy, przyjeżdżające do zdejmowania chorągiewek, a potem promieniejący pokazywał fotografie kolegom. System Rudego był systemem "blokowym". W jaki sposób dostał Rudy klucz do opuszczania ulicznych latarni elektrycznych - było tajemnicą. Dość, że dostał. W znajomym warsztacie dorobił jeszcze kilka takich kluczy, rozdał je swym chłopcom i przy ich pomocy wieczorem przed Trzecim Maja pospuszczano dziesiątki latarń oraz przymocowano do tych latarń zrolowane chorągiewki owinięte dla zamaskowania czarnym papierem. Rolka taka owiązana była nitką, do nitki dosztukowano długi sznurek, który po wciągnięciu latarni ku górze - zwisał na wysokości około 2 metrów nad ziemią. Wystarczyło pociągnąć za ten zwisający sznurek - aby nitka została zerwana i chorągiewka natychmiast rozwijała się w pełni swej biało- czerwonej krasy. Uczyniono to następnego ranka, trzeciomajowego. Tego dnia z najwyższym kolegą swej grupy Małym - Rudy objechał wszystkie swe punkty, aby rozwinąć flagi.
Wawer - Konspiracyjna organizacja młodzieżowa, założona przez Aleksandra Kamińskiego ["Dąbrowski"] na początku 1940 w Warszawie, podporządkowana Komendzie Głównej Związku Walki Zbrojnej. Stawiała sobie za cel podtrzymywanie na duchu ludności stolicy przez prowadzenie propagandy antyhitlerowskiej i zwalczanie propagandy niemieckiej. Nazwę przyjęła od miejsca egzekucji dokonanej 26/27 grudnia 1939 na 107 Polakach w podwarszawskim Wawrze.
W 1941 połączyła się z konspiracyjną organizacją młodzieżową "Palmiry" o podobnym profilu zadań. Po połączeniu przyjęto wspólną nazwę "Wawer-Palmiry".
Satyra i warszawski humor były bronią, której Niemcy obawiali się nie mniej niż polskich Stenów i Visów.
Dzięki akcjom propagandowym "Wawra" nie zanikał duch narodu, a ciężar okupacyjnej codzienności stawał się jakby łatwiejszy do zniesienia
A taka latarnia stała kiedyś przed Katedrą Oliwską.
Wydaje mi się, że słup tej latarni jest taki sam, jak słupy latarń gazowych z Wrzeszcza. Jej zwieńczenie - klosz jest zupełnie inny, niż tych znanych mi, zwłaszcza, z Jaśkowej Doliny. Ponieważ dobrze pamiętam zapalającego je wieczorem pana z krótką drabiną na ramieniu i tyczką z haczykiem, którym pociągał jakiś zawór przy kloszu (a może wewnątrz niego), aby zwiększyć przepływ gazu. Wydaje mi się, że minimalny przepływ gazu był cały czas, a po interwencji zapalacza żarniki - cztery druciane kapturki rozświetlały się. Coś podobnego jak w gazowym piecyku łazienkowym.
Zlikwidowano je dopiero, gdzieś, w połowie lat 50-tych.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum