Wolne Forum Gdańsk Strona Główna Wolne Forum Gdańsk
Forum miłośników Gdańska

FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj

Poprzedni temat «» Następny temat
Albert (Adalbert) Lipczinski
Autor Wiadomość
feyg 


Pomógł: 50 razy
Wiek: 53
Dołączył: 10 Maj 2008
Posty: 4792
Skąd: Gdynia Mały Kack
Wysłany: 2008-09-15, 07:52   Albert (Adalbert) Lipczinski

Tajemniczy malarz z Sopotu
Cytat:

O zapomnianym sopockim portreciście Albercie Lipczinskim i jego pięknej cudzoziemskiej żonie słów kilka.

Alfred Lipczinski żył 98 lat, przeszło pół wieku spędził w Sopocie, namalował wiele portretów, a obecnie, w trzydzieści parę lat po jego śmierci zaczynają się poszukiwania jego dzieł. Dlaczego mało znany malarz zaczyna nagle wzbudzać zainteresowanie?
Sprawił to David Bingham, socjolog i researcher z Liverpoolu. Zobaczył w gmachu tamtejszego uniwersytetu obraz z początku dwudziestego wieku przedstawiający liverpoolskich profesorów. Tak go zaintrygował, że zaczął szukać informacji o autorze. Okazał się nim właśnie Albert Lipczinski. Obecnie David pracuje nad biografią malarza.
Lipczinski, obywatel niemiecki polskiego pochodzenia, urodził się w 1876 roku w Lauenbergu, czyli jakbyśmy dziś powiedzieli w Lęborku. Ojciec był człowiekiem zamożnym, brat dorobił się fabryki pianin w Danzigu. Albert uczył się rysunku i malarstwa - może w Danzigu, może w Berlinie, nie wiadomo.

Do Liverpoolu przyjechał około 1901 roku. Studiował w Liverpool University Art Sheds i związał się bardzo szybko z tamtejszą bohemą. Wielki wpływ miał na niego malarz Augustus John, guru tej grupy, który szokował nie tylko swoim malarstwem, ale i obyczajami, żyjąc niemal oficjalnie z dwiema kobietami jednocześnie. Lipczinski wkrótce ożenił z piękną modelką Johna - Elizabeth Milne. Była młodsza od niego o sześć lat. Zamieszkali w romantycznym, neogotyckim budynku dawnej szkoły, wiedli ożywione życie towarzyskie, przyjaźnili się z artystami, naukowcami, politykami, działaczami związkowymi, anarchistami.

Według Binghama Lipczinski miał socjalistyczne sympatie. Sportretował między innymi Jamesa Larkina radykalnego przywódcę strajków w liverpoolskich dokach z 1905 roku. Ten właśnie portret nieśli jak sztandar powstańcy irlandzcy podczas Powstania Wielkanocnego w Dublinie w kwietniu 1916 roku. Żołnierze brytyjscy podziurawili go kulami jak sito.
- Lipczinski niesamowicie dużo malował – opowiada mi David Bingham, gdy spotykamy się w kawiarni w Sopocie. – Szczególnie udawały mu się olejne portrety, choć wśród jego spuścizny znajdują się także pejzaże i rysunki. W 1911 roku w Liverpoolu miała miejsce wielka wystawa postimpresjonistów na której pokazano płótna van Gogha, Gaugina, Cezanne’a, Matisse’a, Picassa. Znalazły się tam również dwa obrazy Lipczinskiego. To świadczy o jego talencie i pozycji.
Gdy wybuchła I wojna światowa Lipczinskim zaczęły interesować się służby brytyjskie. Miał obywatelstwo niemieckie i opinię wywrotowca, a więc uznano go za wroga. Został aresztowany, ale żona zdołała załatwić jego uwolnienie. Jak twierdzi David Bingham - przez wpływowego kochanka, jednego z liverpoolskich profesorów. Więzienie zamieniono na areszt domowy.

Lipczinscy przymierają głodem. By im pomóc, przyjaciele z uniwersytetu zamawiają u Alberta swój zbiorowy portret, ten właśnie, który wiele lat później popchnął Davida Binghama do poszukiwań.
Już po zakończeniu wojny, w listopadzie 1918 roku brytyjskie władze internują Lipczinskiego na wyspie Man w pobliżu Liverpoolu. W odosobnieniu spędził kolejne dwa lata. Wrócił do Liverpoolu, ale nie czuł się tam już dobrze. Postanowił opuścić Anglię. Jego siostra Greta mieszkała w Zoppot i tam właśnie w 1921 roku pojechali państwo Lipczinscy. Elisabeth pojechała z mężem, którego bardzo kochała, zrobiła to jednak bez entuzjazmu, bo żal jej było rozstawać się z liverpoolskimi przyjaciółmi.

*

David Bingham niewiele wie o życiu Lipczinskiego w Wolnym Mieście Danzigu. Tyle tylko, że wkrótce stał się wziętym malarzem, dużo pracował miał studio przy ulicy Lektykarskiej. Bogaci mieszczanie zamawiali u niego swoje portrety, sprzedawał też obrazy w Wielkiej Brytanii i Niemczech. W 1939 roku jego prace znalazły się na wystawie danzigich malarzy w Berlinie.
Po II wojnie światowej Lipczinscy nie wyjechali do Niemiec. Pewnie nie mieli do kogo, a nie byli już młodzi. Mieszkali nadal w Sopocie. Z nielicznych i bardzo ostrożnych z obawy przed cenzurą listów Elisabeth do przyjaciół w Anglii można wnioskować, że było im bardzo ciężko.

*

Szukam śladów Alberta i Elisabeth Lipczinskich. Niełatwo na nie trafić, choć w domu przy Grunwaldzkiej 10 przeżyli pół wieku. Dom zburzono już w wolnej Polsce, na jego miejscu wznosi się dziś nowoczesny apartamentowiec z restauracjami na parterze.
- Lipczinski! – krzyknęła moja wiekowa Mama, gdy jej wspomniałam o swoich poszukiwaniach. – Przecież ja chodziłam do pani Elisabeth Lipczinskiej na konwersacje! Tak, oczywiście, mieszkali przy ulicy Grunwaldzkiej. Podczas lekcji zawsze częstowała herbatą w starych filiżankach i z blaszanego pudełka wyciągała ciasteczka. To był taki uroczy teatime…
- Szkoda, że nie zamówiłaś sobie portretu u pana Lipczinskiego - mówię z żalem.
- Ani moje, ani twojego ojca skromne zarobki nie pozwalały na takie ekstrawagancje. Pamiętam natomiast, że namalował portret pięknej żony profesora B. i jego córki Iwony.
Telefonuję do profesora, ale telefon nie odpowiada. Żona nie żyje, córka mieszka we Francji, trop prowadzi do nikąd.
- To był nieduży domek w stylu „sopockim”, z wykuszem na piętrze – opowiada mi Wojciech Szczepański, który w latach 60. także uczył się u pani Elisabeth angielskiego. – Z ulicy wchodziło się wprost na strome schody, Lipczinscy zajmowali mieszkanie na pięterku, na parterze był bodaj sklep spożywczy. Spory pokój wypełniały stojące pod ścianami obrazy pana domu, zaraz przy drzwiach stał stół przykryty grubą narzutą, przy którym odbywały się lekcje. W wykuszu malował mistrz, bo tam miał dobre światło. Podczas lekcji zwykle pracował, albo siedział w fotelu, niekiedy wtrącał się do konwersacji. A rozmawialiśmy głównie o kotach, bo pani Elsabeth bardzo kochała swojego kota i temat ten raz po raz powracał, siłą rzeczy.

Lipczinskiego można było spotkać na ulicy Bohaterów Monte Cassino. Wielki, w czarnej pelerynie i ogromnym nakryciu głowy, wyglądał jak malarz przeklęty z dziewiętnastowiecznych sztychów. Obok niego dreptała malutka Elisabeth.

*

Nie tylko David Bingham szuka informacji o Lipczinskim. Ślady malarza tropi także Małgorzata Ruszkowska z Muzeum Narodowego w Danzigu. Muzeum idąc za impulsem danym przez Binghama zamierza na rok 2010 przygotować w Zielonej Bramie wystawę jego prac.
- Był bardzo dobrym portrecistą – mówi. – Bardzo zależy nam na dotarciu do osób, które mają obrazy Lipczinskiego, bo w muzeum dysponuje zaledwie dwoma pejzażami i jednym portretem Elisabeth, podarowanym przez mecenas Wolańską.

*

Ewelina Wolańska, obecnie dyrektorka Biura Lecha Wałęsy zdecydowała się przekazać do zbiorów portret młodej Elizabeth, gdy jej szef ofiarował muzeum obraz Kossaka. - Skąd miała pani to płótno? – pytam. - O, to stara historia.
Jej przyjaciółka z Torunia poprosiła ją w 1974 roku, by zajęła się postępowaniem spadkowym po dalekim krewnym, czy powinowatym z Sopotu. Gdy weszły razem na piętro domu przy Grunwaldzkiej 10, zobaczyły od dawna niesprzątany, zagracony pokój, pamięta śliczny, stylowy sekretarzyk zżarty przez kołatki. Pomieszczenie zastawione było kilkudziesięcioma obrazami, które przykryto kapą. Widać było, że człowiek który tu mieszkał ledwie wiązał koniec z końcem. Zmarł siedząc w starym fotelu i tak znalazła go opiekunka. Przyjaciółka zabierając obrazy do Torunia powiedziała: Ewa weź sobie te, które ci się podobają. Więc wybrała dwa kobiece portrety i jeden danzigi pejzaż. Te dwa portrety, namalowane na początku dwudziestego wieku przedstawiają młodą i piękną Elizabeth. Jeden to tak zwany półakt: rozebrana do połowy młoda kobieta przegląda się w lustrze. Prześliczny.

*

Elzabeth zmarła wcześniej niż mąż, w roku 1969. Oboje zostali pochowani na cmentarzu w Sopocie. Ich grób jest zdewastowany. Nikt tu nie przychodzi, nikt nie zapala zniczy, nie kładzie kwiatów. Sic transit gloria mundi... Ale nie, są przecież obrazy. Patrzę na portret Elisabeth - została na zawsze młoda i piękna.

Muzeum Narodowe w Danzigu prosi wszystkich, którzy posiadają obrazy Alberta Lipczinskiego o skontaktowanie się z panią Małgorzatą Ruszkowską-Macur. Muzeum jest zainteresowane wypożyczeniem dzieł na wystawę, albo chociaż wykonaniem ich fotografii. (m.ruszkowska@muzeum.narodowe.gda.pl)
Pan David Bingham ( dbingham@liv.ac.uk ) i Barbara Szczepuła proszą o wszelkie informacje o malarzu i jego rodzinie.
b.szczepula@prasa.gda.pl
telefon: 502499045
Barbara Szczepuła - POLSKA Dziennik Bałtycki


Warto przy okazji zajrzeć do wątku "pianinowego" na FDG


Albert Lipczinski, "Widok od ulicy Grobla II", ok. 1935. olej na płótnie

Lipczinski portret kobiety.jpg
Portret młodej kobiety pędzla Alberta Lipczinskiego.
Plik ściągnięto 29882 raz(y) 35,37 KB

Lipczinski.jpg
Albert Lipczinski w Sopocie, na kilka dni przed śmiercią
Plik ściągnięto 29882 raz(y) 13,24 KB

_________________
Kto głośny jak dzwon, ten pusty jak on...
Ostatnio zmieniony przez feyg 2008-12-21, 15:36, w całości zmieniany 2 razy  
 
 
Pumeks
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-15, 07:57   Re: Albert Lipczinski

Cytat:

O zapomnianym sopockim portreciście Albercie Lipczinskim i jego pięknej cudzoziemskiej żonie słów kilka.

Jak to zapomnianym? Toż wspominany jest w Akademii Rzygaczy, a Rycho40 na początku tego roku wklejał zdjęcie jego weduty :hyhy:
 
 
feyg 


Pomógł: 50 razy
Wiek: 53
Dołączył: 10 Maj 2008
Posty: 4792
Skąd: Gdynia Mały Kack
Wysłany: 2008-10-05, 19:19   

Wspomnień o Lipczynskim część 2
Cytat:
Dwa tygodnie temu opublikowano w Rejsach tekst o zapomnianym malarzu Albercie Lipczinskim (Lipczyńskim) z Sopotu. Zaapelowano do Czytelników, którzy wiedzą coś na jego temat, albo mają jego obrazy, o kontakt. I – jak zwykle – Czytelnicy nie zawiedli. Serdecznie im za to dziękujemy.

Przypomnijmy: Albert Lipczyński dożył dziewięćdziesięciu ośmiu lat, przeszło pół wieku spędził w Sopocie, był ceniony zwłaszcza jako portrecista. Obecnie, w trzydzieści parę lat po śmierci, zapomniany malarz zaczyna budzić zainteresowanie. Sprawił to David Bingham, socjolog i researcher z Liverpoolu. Zobaczył w zbiorach sztuki tamtejszego uniwersytetu zbiorowy portret grupy liverpoolskich profesorów z początku dwudziestego wieku. Obraz zaintrygował go, zaczął szukać informacji o autorze Albercie Lipczyńskim. Obecnie pracuje nad biografią malarza, a Muzeum Narodowe w Danzigu przygotowuje wystawę prac Lipczyńskiego.

Albert, urodził się w roku 1876 w Lęborku, w zaborze pruskim. W 1901 roku wyjechał do Liverpoolu. Tam studiował, tam poznał swoją przyszłą żonę Elizabeth. Zyskał uznanie, jego obrazy znalazły się na liverpoolskiej wystawie postimpresjonistów obok dzieł Picassa, Cezanne’a, van Gogha. Jako obywatel Niemiec został podczas I wojny światowej internowany, a potem wydalony z Wielkiej Brytanii. W 1921 roku wraz z żoną przyjechał do Sopotu, a właściwie do Zoppot, który był wówczas częścią Wolnego Miasta Danziga. Zamieszkał w nieistniejącym już dziś domu swojego szwagra Leo Schultza, przy obecnej ulicy Grunwaldzkiej. Przy Lektykarskiej w centrum Danziga miał pracownię. Można się domyślać, że jego obrazy cieszyły się powodzeniem, kilka z nich znalazło się w 1938 roku na wystawie malarstwa danzigiego w Berlinie.
Co później działo się z Albertem Lipczyńskim? Czy obrazy, które trzymał w pracowni, spaliły się w 1945 roku wraz z miastem? Jak obeszli się z malarzem i jego żoną Rosjanie? Jak wyglądało życie Lipczyńskich po wojnie? W odtworzeniu powojennego okresu pomogli mi właśnie nasi nieocenieni Czytelnicy.

Pani Doonie

Zatelefonował do mnie pan Maciej, którego babcia, Stefania Krzyżańska przyjaźniła się z żoną malarza, Elizabeth. Nazywano ją Doonie. Pani Krzyżańska nauczycielka angielskiego, chodziła do pani Lipczyńskiej na konwersacje. Oba małżeństwa poznały się bliżej i tak się polubiły, że nawet razem świętowały Sylwestra, a Lipczyńscy jeździli do chaty Krzyżańskich w Kątach Rybackich. Pani Doonie była osobą uroczą, bardzo towarzyską. Nauczyła się polskiego, posługiwała się polszczyzną o wiele lepiej niż mąż.

Albert Lipczyński namalował portret Julii, córki państwa Krzyżańskich.
– Miałam wtedy dwadzieścia dwa lata i zgodziłam się na pozowanie ze względu na mamę. - opowiada mi pani Julia. - Była osobą dość despotyczną i postanowiła, że powinnam mieć portret. Może zresztą chciała w ten sposób pomóc przyjaciołom? Później, w drugiej połowie lat pięćdziesiątych i latach sześćdziesiątych, kiedy w sklepach spożywczych brakowało towarów, mama często zabierała do Lipczyńskich mojego syna. Dzieliła się z panią Doonie żywnością, którą przywoziła nam pewna kobieta ze wsi. Zwykle były to jaja, masło, śmietana, czasem jakaś kura… Maciek nosił siatki z wiktuałami.
Wracając do mojego portretu: Pozowałam panu Lipczyńskiemu kilka razy. Polecał mi wkładać tę niebieską narzutkę, którą widzi pani na portrecie, i spinał ją agrafką. Nie rozmawiał ze mną, był skupiony na tym, co robi. O czym zresztą miałby rozmawiać siedemdziesięcioletni malarz słabo władający polskim z dwudziestoletnią studentką ekonomii, która nie znała niemieckiego i dopiero uczyła się angielskiego?

Patrzę na portret. Młoda, niebieskooka blondynka świadoma swojej urody.
- Wcale nie byłam taka ładna, jak na tym portrecie – mówi skromnie Julia Krzyżańska, dziś pani osiemdziesięciodwuletnia.

Pani Greta

Marek Pragert mieszkał wraz z rodzicami drzwi w drzwi z Albertem Lipczyńskim i jego żoną. Marek i jego brat często pomagali panu Lipczyńskiemu wnosić do mieszkania na piętro wiadra z węglem z komórki znajdującej się na podwórku. Dostawali za to od malarza cukierki. Niekiedy spuszczał im na sznurku z balkonu paczuszkę toffi.
- Pan Lipczyński uchodził wśród sąsiadów za mruka – wspomina Marek Pragert – W rzeczywistości był miły, a jego milkliwość wynikała z tego, że bardzo słabo znał język polski. Czasem spotykałem go w sklepie, pokazywał palcem produkty, które chciał kupić.

Dom, w którym mieszkali Pragertowie i Lipczyńscy należał do Leo i Grety Schultz, szwagra i siostry malarza. Pan Marek ocalił od zniszczenia dotyczące domu dokumenty, które spadkobierczyni Lipczyńskiego wyrzuciła po jego śmierci. Dziś znajdują się w archiwum Miejskiej Biblioteki Publicznej w Sopocie. Z pisma z 25 października 1945 roku wynika, że nowe władze chcą zabrać Margarecie Schultz jej dom. Pani Schultz wyjaśnia więc, a poświadczają to świadkowie, że nieżyjący już wówczas Leo Schultz, który kupił ten dom w 1909 roku, prowadził ożywioną działalność „w celu podtrzymania polskości i szerzenia idei demokratycznych”. Działał w Macierzy Szkolnej, Lutni, czy Sokole. Bank Ludowy (Schultz był jednym z jego współwłaścicieli) mieścił się na parterze domu. Udzielał kredytów okolicznym polskim rolnikom, którym niemieckie banki pożyczek odmawiały. Podczas pierwszej wojny światowej był miejscem zbiórek Polonii. Nie na wiele się to zdało, bo w grudniu 45. pani Schultz pisze następny list, z którego dowiadujemy się, że do mieszkania właścicielki dokwaterowano obywateli Marzewskiego i Zakrzewskiego. Lokatorzy używają mebli pani Margarety. „Meble te nie są własnością poniemiecką, choć tak zostały zapisane, bowiem jestem Polką, wdową po działaczu polskim”. Przedkłada dodatkowo zaświadczenie wydane przez MO w kwietniu 1945 roku, z którego wynika, że „Schultz Margareta, ur. 18/2.69, została zarejestrowana jako Niemiec Wolnego Miasta Danzig polskiego pochodzenia”. To wyjaśnia także pośrednio kwestię narodowości i obywatelstwa Alberta Lipczyńskiego i pokazuje być może jedną z przyczyn zamknięcia się naszego bohatera w domowym getcie. Lepiej było nie rzucać się ludowej władzy w oczy.

Vincent van Gogh

Pan Marek Pragert zwraca mi uwagę, że sam Lipczyński tak właśnie, po polsku, pisał swoje nazwisko już przed wojną.
- Skąd pan wie? - pytam.
Wyjmuje z domowej biblioteczki „The Complete Works” Szekspira z 1925 roku z odręcznym podpisem właściciela: Alb. Lipczyński.
Książki wuja spadkobierczyni Lipczyńskiego także wyrzuciła na śmietnik, a Marek Pragert, wówczas student i miłośnik literatury, nie mógł się pogodzić z takim barbarzyństwem. Starannie je pozbierał. Do dziś ma kilkanaście pięknie oprawionych tomów Goethego, książki z historii sztuki i biografie malarzy, między innymi Irvinga Stone’a „Vincent van Gogh”.
- Dawne czasy – wzdycha pan Marek. Siedzimy w zupełnie innym mieszkaniu na obrzeżach Sopotu, bo dom Schultzów został zburzony pod koniec lat dziewięćdziesiątych. Na jego miejscu wznosi się teraz apartamentowiec. Tuż przed rozbiórką pan Pragert zdążył jeszcze zrobić zdjęcia domu, od frontu i od podwórka. Taki sentymentalny gest. Wspomina, że Lipczyński miał na podwórku ogródek otoczony wysokim płotem. Furtkę zamykał na kłódkę, a wzdłuż płotu rosły krzaki, ale widać było, że malarz starannie go uprawiał. Miał tam warzywa i trochę kwiatów.

Tulipany

Może z tego ogrodu pochodziły tulipany, które namalował? Obraz pokazuje mi Marzena W. Dostała go w spadku po swoim wuju. Wuj, zamożny restaurator z Kołomyi, po wojnie osiedlił się w Sopocie i zatrudnił w Grand Hotelu. Marzena nie wie, kiedy kupił obraz Lipczyńskiego. Nigdy o takim malarzu nie słyszała, na podpis zwróciła uwagę dopiero, gdy przeczytała artykuł w gazecie. Jako absolwentka średniej szkoły muzycznej zetknęła się za to z pianinami danzigiej firmy Max Lipczinsky, znanej w Europie wytwórni należącej do starszego brata Alberta. Jedno z koncertowych pianin Maxa Lipczinsky’ego można dziś podziwiać w Ratuszu Głównomiejskim w Danzigu.

Odrzucony

W PRL artyści nie mogli praktycznie egzystować poza związkiem twórczym. (Jednostka niczym, jednostka zerem… - pisał Majakowski.) Związek Polskich Artystów Plastyków organizował wystawy, pomagał w sprzedaży dzieł, wypłacał zapomogi, integrował (i nadzorował) środowisko.
Szukam śladów malarza w danzigim oddziale ZPAP. Przeglądam stare kwestionariusze ewidencyjne członków, ale nie ma wśród nich dokumentów Alberta Lipczyńskiego. Pan Maciej, wnuk Stefanii Krzyżańskiej, przypomina sobie, że w domu mówiło się o tym, iż nie przyjęto go po wojnie do związku. Nie chciał poddać się – jakbyśmy dziś powiedzieli – lustracji. W kwestionariuszach z lat czterdziestych znajdują się następujące pytania: Czy podpisał Volkslistę? Która grupę? Działalność wojskowa w czasie okupacji? Przynależność do organizacji politycznych przed wojną i podczas okupacji? Wyjazdy zagraniczne? Gdzie? Kiedy?

Stary już wtedy człowiek, którego swego czasu ze względu na obywatelstwo niemieckie stał się w Wielkiej Brytanii persona non grata, nie zdecydował się zapewne na wypełnienie takiego kwestionariusza. Czy miał coś do ukrycia? Mało prawdopodobne, bo na wcielenie do Wehrmachu był już za stary, a czy podpisał Volkslistę, tego się już nie dowiemy. Zresztą jako obywatel Wolnego Miasta Danziga został w 1939 roku automatycznie zaliczony w poczet obywateli III Rzeszy.
- No i żył na granicy ubóstwa – wzdycha pan Marek Pragert, były sąsiad.
- Prawie nie sprzedawał obrazów – dodaje pan Maciej. – Babcia wspominała też, że gdy nastąpiła polityczna odwilż, ktoś ze związku przyszedł do pana Lipczyńskiego i proponował mu, by ponownie złożył papiery, ale odmówił.
- Uważał, że jest w porządku. Nie chciał się tłumaczyć ze swego życiorysu – ocenia pani Krzyżańska.
Do końca żył zamknięty w komunistycznej klatce.
Barbara Szczepuła - POLSKA Dziennik Bałtycki


Julia portret.jpg
Julia Krzyżańska i jej portret sprzed 60 lat, pędzla Alberta Lipczyńskiego. Fot. Tomasz Bołt
Plik ściągnięto 29779 raz(y) 12,06 KB

Lipczynski księgozbiór.jpg
Maciej Pragert prezentuje pamiątki po Albercie Lipczyńskim. Fot. Grzegorz Pachla
Plik ściągnięto 29779 raz(y) 34,18 KB

_________________
Kto głośny jak dzwon, ten pusty jak on...
 
 
feyg 


Pomógł: 50 razy
Wiek: 53
Dołączył: 10 Maj 2008
Posty: 4792
Skąd: Gdynia Mały Kack
Wysłany: 2008-12-19, 20:15   

Jutro odsłonięcie tablicy pamiątkowej
Cytat:
Tablica poświęcona sopockiemu malarzowi Albertowi Lipczyńskiemu zostanie uroczyście odsłonięta w sobotę, 20 grudnia o godz. 16 w Sopocie przy ul. Grunwaldzkiej 8/10 (przy restauracji Image). To właśnie "Polsce Dziennikowi Bałtyckiemu" udało się odkryć tego zapomnianego od lat portrecistę. Przypomnijmy jego historię.
Albert Lipczyński dożył dziewięćdziesięciu ośmiu lat, prze- szło pół wieku spędził w Sopocie, był ceniony zwłaszcza jako portrecista.

Urodził się w roku 1876 w Lęborku, w zaborze pruskim. W 1901 roku wyjechał do Liverpoolu. Tam studiował, tam poznał swoją przyszłą żonę Elisabeth. Zyskał uznanie, jego obrazy znalazły się na liverpoolskiej wystawie postimpresjonistów obok dzieł Picassa, Cezanne'a, van Gogha.

Jako obywatel Niemiec został podczas I wojny światowej wydalony z Wielkiej Brytanii. W 1921 roku wraz z żoną przyjechał do Sopotu, a właściwie do Zoppot, który był wówczas częścią Wolnego Miasta Danziga. Zamieszkał w nieistniejącym już dziś domu swojego szwagra Leo Schultza, przy obecnej ulicy Grunwaldzkiej. Przy Lektykarskiej w centrum Danziga miał pracownię.

Można się domyślać, że jego obrazy cieszyły się powodzeniem, kilka z nich znalazło się w 1938 roku na wystawie malarstwa danzigiego w Berlinie.

Co później działo się z Albertem Lipczyńskim? W odtworzeniu powojennego okresu pomogli mi właśnie nasi nieocenieni Czytelnicy.

Przede wszystkim udało nam się znaleźć wiele obrazów Lipczyńskiego, porozrzucanych po prywatnych domach. Okazało się też, że sporo osób znało panią Elisabeth Lipczyńską, która uczyła angielskiego. Wszystkich serdecznie zapraszamy na odsłonięcie tablicy. Zapraszamy także tych, którzy nie pamiętają tego wysokiego, starszego pana w wielkim, czarnym kapeluszu, który szybkim krokiem, z laską w ręku, przemierzał ulice Sopotu.
Barbara Szczepuła
_________________
Kto głośny jak dzwon, ten pusty jak on...
 
 
feyg 


Pomógł: 50 razy
Wiek: 53
Dołączył: 10 Maj 2008
Posty: 4792
Skąd: Gdynia Mały Kack
Wysłany: 2008-12-21, 15:32   

Wczoraj (notabene dokładnie w 132 rocznicę urodzin artysty!) w Sopocie przy ul. Grunwaldzkiej 8/10 (na wysokości restauracji Image) odsłonięto tablicę pamiątkową.
Tablicę:
Cytat:
Artysta Lipczinski
20.12.1876 - 15.05.1974
Artysta Malarz
Liverpoolu, Danziga i Sopotu
Mieszkał w tym Domu
ze swoją żoną Donnie
od 1921 roku.
Tablicę odsłonili wspólnie: Barbara Szczepuła i Wojciech Fułek, a potem goście zostali zaproszeni przez Panią Grażynę Potocką, właścicielkę restauracji "Image" na poczęstunek. W lokalu można było obejrzeć kilka prac Lipczinskiego, z których największe zainteresowanie wzbudzał portret przy wejściu. Na uroczystości pojawili się między innymi dawni sąsiedzi malarza oraz uczniowie jego żony (uczyła angielskiego), dyrektor Muzeum Sopotu a także doktor Stanisława Zabłocka główny "spitirus movens" przywracania pamięci o Lipczinskim. Doktor Zabłocka dokonała między innymi kwerendy archiwalnej na temat rodziny Lipczińskiego i odnalazła na przykład jego akt urodzenia w księdze parafialnej Kościoła św Jakuba w Lęborku. Tamże zapisano Lipczinskiego jako Adalberta czyli... Wojciecha. Pozostaje tylko trzymać kciuki aby wyniki jej prywatnych badań (dr Zabłocka z wykształcenia jest ekonomistką!) zostały opublikowane, albowiem z jej opowieści wyłania się się fascynująca postać malarza.
Notabene jako Adalbert / Wojciech Lipczinski już od dawna funkcjonuje w Muzeum Narodowym w Danzigu
Muzeum szuka prac malarza
Cytat:
Muzeum Narodowe w Danzigu poszukuje prac malarskich i rysunkowych oraz wszelkich materiałów i informacji dotyczących Alberta (Adalberta) Lipczinskiego. Albert Lipczinski urodził się w Lęborku w 1876 roku. W 1901 roku rozpoczął studia w Liverpoolu. W 1919 roku opuścił Wielką Brytanię i zamieszkał w Sopocie. Zmarł w 1974 roku. Jego prace (głównie portrety) prezentowane były na kilku wystawach: Sandos Studio Society Liverpool (1911 r., 1912 r., 1913 r.); Stadtmuseum Danzig (1924 r.); Walker Art Gallery Liverpool (1981 r.)
Życie i twórczość Alberta Lipczinskiego jest także przedmiotem zainteresowania współpracującego z Muzeum Uniwersytetu w Liverpoolu, który zbiera materiały dotyczące ówczesnego środowiska artystycznego związanego z tym miastem. Wspólne poszukiwania mogą dostarczyć ciekawych materiałów, które pozwolą na przygotowanie wystawy biograficznej tego zapomnianego artysty.

Muzeum Narodowe w Danzigu, Dział Organizacji Wystaw i Marketingu
ul. Długi Targ 24, Danzig
_________________
Kto głośny jak dzwon, ten pusty jak on...
 
 
fritzek 
Oberkalarepa


Pomogła: 10 razy
Wiek: 47
Dołączyła: 07 Maj 2008
Posty: 3529
Skąd: Neufahrwasser b. Danzig
Wysłany: 2008-12-21, 16:03   

:-D
Sopocki Dom Aukcyjny oferuje obraz Adalberta p.t. "Długi Targ w Danzigu". Pozycja 85 , str. 48 w katalogu Bliżej Sztuki 2008/2009r.

lipczynskiA003.jpg
Plik ściągnięto 29437 raz(y) 18,69 KB

_________________
Rzaba żądzi!
Neufahrwasser...Neufahrwasser
 
 
 
feyg 


Pomógł: 50 razy
Wiek: 53
Dołączył: 10 Maj 2008
Posty: 4792
Skąd: Gdynia Mały Kack
Wysłany: 2008-12-22, 15:51   

Tablica dla malarza
Cytat:
Albert Lipczyński, niemal zupełnie zapomniany w Polsce sopocki malarz, którego udało się na nowo odkryć dzięki serii publikacji w "Polsce Dzienniku Bałtyckim", doczekał się tablicy pamiątkowej. Odsłonięto ją w sobotę na budynku przy ul. Grunwaldzkiej 8/10 w Sopocie, tuż obok restauracji Image.
Pod tym adresem, w domu, który już nie istnieje, artysta spędził kilkadziesiąt lat swojego życia.
Jeszcze kilka lat temu praktycznie nikt w kraju o nim nie pamiętał. Ceniono go bardziej w Anglii, gdzie na samym początku zeszłego wieku mieszkał, uczył się i tworzył przez dwadzieścia lat. Jego obrazy znalazły się wówczas nawet na wspólnej wystawie postimpresjonistów, tuż obok dzieł Picassa czy van Gogha.

Na Pomorzu zrobiło się o Lipczyńskim głośno po publikacjach naszej dziennikarki - Barbary Szczepuły. Opisała ona historię samego artysty, a brytyjski socjolog David Bingham, zafascynowany jednym z obrazów sopocianina, przyjechał do Polski w poszukiwaniu informacji na jego temat.
- W gruncie rzeczy zabawiłam się w tym wypadku w dziennikarstwo śledcze - mówi Barbara Szczepuła. - Nie tropiłam żadnych przestępców, a malarza, który zmarł ponad 30 lat temu i o którym wszyscy niemal zapomnieli.

Odzew po pierwszej publikacji na ten temat był ogromny. - Nagle okazało się, iż są ludzie, którzy go znali, są osoby, które posiadają jego obrazy - dodaje Szczepuła.
Udało się dzięki temu odtworzyć historię życia artysty i odnaleźć wiele jego obrazów. Już dziś coraz głośniej mówi się też o wystawie prac Lipczyńskiego, która miałaby odbyć się w najbliższych latach w Danzigu.

Z kolei David Bingham, czyli, poniekąd, sprawca całego zamieszania, pracuje nad biografią artysty.
- Stworzenie tablicy poświęconej Lipczyńskiemu to inicjatywa oddolna, ale my też będziemy chcieli uczcić jego pamięć, prawdopodobnie wystawą w Muzeum Sopotu - mówi Wojciech Fułek, wiceprezydent Sopotu.
Piotr Weltrowski


Tablica osłonięcie.jpg
Fot. Tomasz Bołt
Plik ściągnięto 29383 raz(y) 64,54 KB

_________________
Kto głośny jak dzwon, ten pusty jak on...
 
 
fritzek 
Oberkalarepa


Pomogła: 10 razy
Wiek: 47
Dołączyła: 07 Maj 2008
Posty: 3529
Skąd: Neufahrwasser b. Danzig
Wysłany: 2009-10-19, 11:45   

Notka o malarzu i reprodukcja portretu jego pędzla z Danziger Chronik im Bilde.

lipczinski004.jpg
Plik ściągnięto 28752 raz(y) 59,52 KB

lipczinski005.jpg
Plik ściągnięto 28752 raz(y) 175,79 KB

_________________
Rzaba żądzi!
Neufahrwasser...Neufahrwasser
 
 
 
feyg 


Pomógł: 50 razy
Wiek: 53
Dołączył: 10 Maj 2008
Posty: 4792
Skąd: Gdynia Mały Kack
Wysłany: 2011-03-26, 21:28   

Jakoś umknęła mojej uwadze informacja o otwarciu w oddziale Muzeum Narodowego w Danzigu mieszczącym się w Zielonej Bramie wystawy prac artysty. Potrwa ona do 29 maja:

Cytat:
Monograficzna wystawa Alberta Lipczinskiego przygotowywana została przez Muzeum Narodowe w Danzigu we współpracy z Williamson Art Gallery and Museum w Liverpoolu i National Museums Liverpool - Walker Art Gallery. W Williamson Art Gallery planowana jest druga edycja tejże wystawy (lipiec-sierpień-wrzesień 2011 r.).

Kwerendy archiwalne, poszukiwania prac oraz osób, które znały lub miały kontakt z artystą odbywały się równolegle w Polsce i Wielkiej Brytanii. Dzięki temu udało się odnaleźć ponad 100 obrazów i tyleż rysunków, nie tylko w krajach, w których mieszkał Lipczinski, ale także w Niemczech, Francji, Portugalii, Hiszpanii. Na wystawie pokazane zostanie około 80 obrazów i wybrane rysunki. Wystawie towarzyszyć będzie katalog prezentujący wszystkie "odnalezione" prace artysty.
_________________
Kto głośny jak dzwon, ten pusty jak on...
 
 
doldar 
doldar

Pomógł: 7 razy
Wiek: 66
Dołączył: 07 Sty 2009
Posty: 975
Skąd: Kartuzy/Pruszcz Gd/Suwałki
Wysłany: 2011-03-27, 19:35   

Tak się zastanawiam ile ten malarz ma wspólnego z osobą tczewskiego organisty i "musicus instrumentalis" Gottlieba Lipchinskiego (Lipczyńskiego) pracującego w latach 1740 - 46 w Mokrym Dwozre jako bakałarz i organista. Był on mentorem znanego podróżnika kaznodziei z Mokrego Dworu Johanna Reinholda Forstera z Tczewa.
 
 
 
feyg 


Pomógł: 50 razy
Wiek: 53
Dołączył: 10 Maj 2008
Posty: 4792
Skąd: Gdynia Mały Kack
Wysłany: 2011-06-08, 06:18   

Zaproszenie:

Cytat:
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria,
Urząd Miasta Sopotu oraz
Towarzystwo Przyjaciół Sopotu
zapraszają na spotkanie z okazji wydania książki

Albert Lipczinski. Malarz niepokorny Davida Binghama
W spotkaniu wezmą udział:
David Bingham – autor
Joanna Cichocka-Gula – wiceprezydent Sopotu
Małgorzata Ruszkowska-Macur – kurator wystawy Albert Lipczinski 1876–1974 w Muzeum Narodowym w Danzigu

Prowadzenie: Paweł Zbierski

Dworek Sierakowskich
Sopot, ul. Czyżewskiego 12
15 czerwca 2011 (środa)
Godz. 18.00
Wstęp wolny


Okładka Lipczinski.jpg
Plik ściągnięto 28618 raz(y) 55,78 KB

_________________
Kto głośny jak dzwon, ten pusty jak on...
 
 
feyg 


Pomógł: 50 razy
Wiek: 53
Dołączył: 10 Maj 2008
Posty: 4792
Skąd: Gdynia Mały Kack
Wysłany: 2011-09-07, 08:44   

Prasówka ze strony wydawnictwa.
_________________
Kto głośny jak dzwon, ten pusty jak on...
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

Partnerzy WFG

ibedeker.pl