Pomógł: 10 razy Dołączył: 10 Maj 2008 Posty: 934 Skąd: Orunia
Wysłany: 2009-04-18, 07:44
Ten dokument był już przywoływany i cytowany w różnych wcześniejszych opracowaniach dotyczących obrony Poczty, ale wydaje mi się że nigdy nie pokazano w takiej postaci jego pełnej wersji. Przyłączam się do podziękowań
Pomógł: 3 razy Dołączył: 28 Maj 2008 Posty: 889 Skąd: Gdańsk-Brętowo
Wysłany: 2009-04-19, 21:58
fritzek napisał/a:
Czyli sowietom nie wszystko udało się spalić, bądź wyrzucić na ulicę. Dyr Kowalski w czasie prezentacji na wycieczce do AŚ opowiadał, że większość akt sądowych i więziennych została zniszczona w 1945 r. A taka perełka się uchowała.
A co mają do tego Sowiety? Przecież Niemcy przede wszystkim niszczyli akta przed ewakuacją. O kim mówił Kowalski? O paleniu akt przez gestapowców? Bo wątpię aby podążająca za czołówkami Armii Czerwonej czołówka Smierszcz/NKWD/UB dopuściła do palenia akt, które się im potem bardzo przydały?
_________________ "Piszę do ciebie mały gryps, wiedz że broniłem poczty w Gdańsku, tak, dzisiaj rozstrzelają nas..." Horytnica.
roland Pomógł: 2 razy Wiek: 63 Dołączył: 23 Paź 2008 Posty: 316 Skąd: Gdańsk
Wysłany: 2009-04-21, 22:52
I jeszcze ciekawa informacja
Podaję ją ze względu na wątpliwości niektórych uczestników WFG co do uczestnictwa formacji SS w walkach na terenie Gdańska.
Straty niemieckie w walkach o Pocztę Polską:
Zabici:
SS-Oberscharfuhrer Eitel Hans Georg Neubert (Akta USC Gdańsk-Wrzeszcz z roku 1939,
poz.295)
SS-Rotenfuhrer Gunter Ladwig (Akta USC Gdańsk - Śródmieście z roku 1939, poz.1863)
SS-Rotenfuhrer Hans Teynor (Akta USC Gdańsk-Śródmieście z 1939, poz.1891)
Policjant - Wachtmeister Wilhelm Senz (Akta USC Gdańsk- Śródmieście z roku 1939, poz.
1889)
Ponadto w czasie walk rany odniosło 7 policjantów:
Leutnant Heinrich,
Hauptwachtmeister Muller,
Hauptwachtmeister Gohr,
Hauptwachtmeister Hahn,
Oberwachtmeister Grunow,
Hilfpolizisten Stalke,
Hilfpolizisten Hemelt.
Osoby cywilne:
Siegfrid Krebs , zginął ok. godz. 5.45 (ur. 14.02.1922, Akta USC Gdańsk -Śródmieście, poz.1838)
Marianna Reschke z domu Gozdziak (ur. 22.03.1911, akta USC Gdańsk-Śródmieście, poz 1878)
Nawet mnie zatkało po przeczytaniu tych wiadomości.W latach 60-tych tych informacji nikt nam nie udzielał. Jako młodzieniec wtedy nie miało się żyłki poszukiwacza tylko przyjmowało się wiadomości jakie nam przekazywano.
Pomógł: 10 razy Dołączył: 10 Maj 2008 Posty: 934 Skąd: Orunia
Wysłany: 2009-04-26, 20:47
Pewnie upierdliwy będę i może niegrzeczny, ale przypomniałem sobie: pełny tekst polskiego tłumaczenia tego dokumentu zamieścił Franciszek Bogacki w książce "Poczta Polska w Gdańsku" w 1978 roku.
roland Pomógł: 2 razy Wiek: 63 Dołączył: 23 Paź 2008 Posty: 316 Skąd: Gdańsk
Wysłany: 2009-05-10, 18:47 Poczta Polska
Po analizie dokumentów związanych z rozstrzelaniem pocztowców, uważam że wielka akcja z poszukiwaniem miejsca zbiorowej mogiły po wojnie to lipa. Pocztowców rozstrzelano na terenie dawnej strzelnicy. Szczątki obrońców poczty mogły tylko zakopane z przodu lub z tyłu kulochwytu. Strzelnicę zlikwidowano po wojnie. Słyszałem opinie, że kopano tylko do głębokości 2 m ?!!!.
Łatwo powiedzieć. Tych którzy zginęli w dniu 1 września 1939 lub umarli w szpitalu pochowano na cmentarzu na Zaspie. Co do sądzonych na Biskupiej Górce obrońców, zachowały się relacje świadków ich rozstrzelania. Opisy mówiły o zbiorowej mogile na strzelnicy na Zaspie. Po wojnie szukano mogiły, robiono to przy pomocy także stalowych prętów. Bezskutecznie. Przypuszczano zatem, że mogiła została pod koniec wojny usunięta, a ciała z niej wywieziono. Znane są przecież przypadki specjalnych komand, które paliły wykopane ciała ze zbiorowych miejsc kaźni. Myślano także, że dokumentacja tego faktu została zniszczona. Nikt nie wiedział wówczas, że w związku z rozbudową pasów startowych lotniska na Zaspie bardzo skrócono transzeję strzelnicy. Szukano zaś w obrębie zachowanych wałów, zgodnie z opisem świadków, którzy pamiętali podobną przestrzeń, wskazując na jej identyczność.
Pomógł: 3 razy Dołączył: 28 Maj 2008 Posty: 889 Skąd: Gdańsk-Brętowo
Wysłany: 2009-10-28, 22:39
Przecież to, że pocztowców rozstrzelano na terenie dawnej strzelnicy wiadomo było od zawsze. Pierwszy świadek w tej sprawie, który był więźniem obozu w Stuthoffie i zakopywał w 1939 r. zwłoki pod nadzorem Niemców został przesłuchany przez KBZPNP już w 1946 roku
_________________ "Piszę do ciebie mały gryps, wiedz że broniłem poczty w Gdańsku, tak, dzisiaj rozstrzelają nas..." Horytnica.
Ostatnio zmieniony przez ezet 2009-10-31, 07:07, w całości zmieniany 1 raz
(...) Günter Grass ostatnio odwiedził Gdańsk w październiku. Tym razem zaprotestował poseł PiS Andrzej Jaworski: - Prezydent Paweł Adamowicz wyprawia Grassowi fetę, a zapomniał o godnym uczczeniu obrońców Poczty Polskiej. Trzeba pamiętać, że obraz pocztowców przedstawiony w "Blaszanym bębenku" jest dla nich obraźliwy i niezgodny z prawdą.
"Die Blechtrommel" to skandal
Czy chodzi o sceny picia alkoholu, gry w karty? Nie tylko, od lat 70. zagorzałym krytykiem Grassa jest gdański pisarz Brunon Zwarra, autor "Wspomnień gdańskiego bówki". Niedawno w rozmowie z "Gazetą" Zwarra powtórzył: - Grass opluł i ośmieszył w swojej książce prawdziwych pocztowców, w tym wymienionego z nazwiska naczelnika - dr. Jana Michonia, którego Niemcy zastrzelili, gdy bezbronny wyszedł przed pocztę z podniesionymi rękoma. Jego syn - profesor Ferdynand Michoń - też, o ile wiem, ciężko przeżył wydanie tej książki. [Grass] Kaszubów przedstawił jako notorycznych podpalaczy, identycznie jak robiła to przedwojenna propaganda niemiecka, że podpalają gospodarstwa i tartaki. Moi przyjaciele, koledzy, zginęli za to. Trzeba było wtedy żyć w Gdańsku, żeby zrozumieć, dlaczego miłość Polaków do "Die Blechtrommel" jest dla mnie niezrozumiałym i wielkim skandalem.
Na argument, że książka Grassa to przecież nie historia, tylko fikcja literacka i nie można jej traktować jak dokumentu, Brunon Zwarra, przedwojenny gdańszczanin, w czasie wojny więzień KL Stutthof i Sachsenhausen, odpowiada: - Niech pan przestanie powtarzać te bzdury o fikcji literackiej, które słyszę od lat, bo zaraz skończymy tę rozmowę.
Przede wszystkim był strach
Już po wystąpieniu Jaworskiego skontaktował się z nami jeszcze jeden świadek, tym razem nieco późniejszych wydarzeń.
- "Blaszany bębenek" to oczywiście powieść, a nie książka historyczna, ale sceny z Poczty Polskiej oddane są z dużym realizmem - twierdzi pani Aleksandra Górna. - Wiem, bo byłam świadkiem rozmów Grassa z dwoma obrońcami poczty, którzy przeżyli.
Aleksandra Górna zamieszkała w Gdańsku dopiero po wojnie. Była dziennikarką lokalnego dziennika. Teraz mieszka w Gdyni, w jej mieszkaniu jest mnóstwo książek, albumów i grafik Grassa. Obie rodziny przyjaźnią się od 1958 r.
- Pamięć już nie ta, wiele szczegółów się zatarło - zastrzega. - Ale tych długich rozmów Grassa z pocztowcami jestem oczywiście pewna. Gdy przyjechał do Gdańska w 1958, zostałam wyznaczona na jego tłumaczkę. To jeszcze nie był ten słynny Grass, to było przed "Blaszanym bębenkiem". Traktowałam jego wizytę jako sposób na oderwanie się od codziennych zajęć, nie robiłam notatek z rozmów. Rano zgłaszałam się w hotelu, mieszkał gdzieś niedaleko Głównego Dworcam, i ruszaliśmy w miasto. Przyjeżdżając z Warszawy, Grass miał już adresy tych dwóch mężczyzn, obrońców Poczty Polskiej w 1939. Nazwisk nie pamiętam, mieszkali chyba we Wrzeszczu. W książce Grass bardzo wiernie wykorzystał ich relacje. Było bohaterstwo, ale był i alkohol, i przede wszystkim wielki strach. Przecież ci bohaterowie to byli ludzie z krwi i kości.
Otworzyli mi oczy na wszystko
Poprosiliśmy Güntera Grassa o potwierdzenie tych spotkań. Zapytaliśmy, czy ma notatki. Pisarz przeglądał swoje archiwum ponad miesiąc. Oto co nam odpisał:
Zanim na początku 1958 roku przyjechałem do Gdańska, Andre Wirth, dziennikarz i tłumacz umówił mnie na wizytę w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych w Warszawie. Tam dwóch panów odpowiedziało mi na moje pytanie o ocalałych z Polskiej Poczty.
W oficjalnych komunikatach, najpierw ze strony niemieckiej, później obu polskich rządów na uchodźstwie twierdzono, że wszyscy obrońcy zostali rozstrzelani po zakończeniu walki. Następnie dowiedziałem się, że ta wersja obowiązuje również dziś i potwierdza ją też Związek Pracowników Poczty Polskiej. Jednak obaj panowie [w warszawskim biurze MSW], w których biurze piętrzyły się akta z czasów okupacji niemieckiej - między innymi znalazłem tam oryginał albumu Juergena Stroopa, który był relacją ze zniszczenia warszawskiego getta i którego faksymile wydałem później w RFN - powiedzieli również, że mają adresy dwóch osób, które twierdzą, że są polskimi pocztowcami, którzy przeżyli.
Z tymi adresami pojechałem do Gdańska, wszedłem w kontakt z Aleksandrą Górną, która jako dziennikarka była zainteresowana tym tematem, odnalazłem obu mężczyzn i ich rodziny we Wrzeszczu. Obaj byli pocztowcy przekazali mi szczegółowe relacje o swojej ucieczce. Były one w każdym szczególe tak absurdalne jak prawdopodobne, że mogłem je częściowo wykorzystać w odpowiednim rozdziale powieści „Blaszany Bębenek".
Niestety, ich nazwiska wypadły mi z pamięci, nie znalazłem również żadnych wskazówek w częściowo zachowanych notatkach. Przypominam sobie jednak, że jeden z byłych pocztowców, który po wojnie pracował w stoczni, nie przywiązywał wagi do tego, by być uznanym za obrońcę, który przeżył. Śmiał się ze swoich synów, którzy koniecznie chcieli z niego zrobić bohatera. Wówczas, co potwierdziła również Aleksandra Górna, występowanie przeciw oficjalnym opiniom nie było możliwe.
Pod koniec pobytu w Gdańsku spotkałem się z moimi kaszubskimi krewnymi, w tym również z dziećmi mojego wuja Franza Krause, który jako obrońca Poczty został rozstrzelany.
Często napotkać można mniejsze lub większe fałszerstwa historii, z których korzysta literatura; w każdym razie sprawozdania obu ocalonych otworzyły mi oczy na wszystko, co wydarzyło się podczas walki w obrębie Poczty Polskiej.
Serdecznie Państwa pozdrawia,
Wasz Günter Grass
Człowiek ze stoczniowej orkiestry
Wszystkie okoliczności ucieczki grupy pocztowców po podjęciu decyzji o kapitulacji do dziś nie są znane. Wykorzystali to, że przylegający do gmachu poczty budynek został przez Niemców ewakuowany, i tamtędy się wydostali. Sam fakt ucieczki jest natomiast bezsporny, gdyż w tej grupie znajdował się Alfons Flisykowski, który przejął dowodzenie obroną po szybkiej śmierci podporucznika Konrada Guderskiego. Flisykowski był ranny i Niemcy złapali go już 2 września. Potem został rozstrzelany razem z innymi pocztowcami. Ilu jeszcze obrońcom udało się uciec? Ilu przeżyło wojnę?
Za rozwikłanie tej zagadki władze zabrały się dopiero w latach 60. 10 maja 1967 r. specjalna komisja Ministerstwa Łączności wydała orzeczenie stwierdzające, że członkami załogi Poczty Polskiej podczas jej obrony, którym udało się uciec, było jeszcze czterech mężczyzn. Wymienia ich Franciszek Bogacki w wydanej w 1978 r. książce "Poczta Polska w Gdańsku". Byli to: Władysław Milewczyk, kierowca poczty, po wojnie pracujący w Przedsiębiorstwie Transportu Samochodowego w Gdańsku, Franciszek Mielewczyk, również kierowca, po wojnie pracujący w gdańskiej masarni "Przodownik", Augustyn Młyński, listonosz, później rolnik we wsi Płachy pod Kościerzyną, oraz listonosz Andrzej Górski. Po wojnie pracował w Stoczni Gdańskiej im. Lenina jako dyspozytor materiałów na wydziale prób technicznych statków. Musiał być radosnym człowiekiem, skoro po pracy grywał w stoczniowej orkiestrze zakładowej.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum