Najstarsza wzmianka o Sławutówku pochodzi z 1277 r. Natomiast pod koniec XVII wieku majątek przeszedł na własność Radziwiłłów, a następnie w posiadanie polskiego króla Jana III Sobieskiego. W 1910 r. w miejsce starego dworu zbudowano pałac, który spełniał rolę rezydencji rodziny von Belov. Gustaw von Below - budowniczy pałacu, zmarł w 1940 roku. Po 1945 r. tereny te zostały przejęte przez Państwowe Gospodarstwo Rolne.
Dopiero w 2001 r. przywrócono pałacowi dawną świetność oraz zaadoptowano dla potrzeb hotelarsko - gastronomicznych.
Obiekt położony jest nad jeziorem, otoczony licznymi lasami w bliskim sąsiedztwie wybrzeża. Otoczenie zapewnia ciszę i możliwość bliskiego obcowania z naturą.
Piętrowy, wysoko podpiwniczony budynek stoi na skraju leśnej dolinki. Masywną bryłę pałacu rozbudowują wykusze w kształcie wieżyczek i dwupoziomowa loggia.
Obok jest staw spiętrzonym na rzeczce Gizdepka w otoczeniu wiekowych buków i kasztanowców. Za stawem stoi nad rzeczką XIX-wieczny młyn.
Poniżej część materiałów projeku adaptacji
do funkcji hotelowo-gastronomicznej oraz 3 teraźnejsze zdjęcia.
Cytat:
autor: arch. Andrzej Basiński
arch. Marcin Łoziak
Projekt lata 2000/2001
Realizacja lata 2001-2002
Adaptacja pałacu z 1910 stanowiącego rozbudowę dworu z XVII w. do funkcji hotelu
z restauracją. Obiekt wpisany do rejestru zabytków. Rewaloryzacją objęto stylizowany
na zamek pałac oraz otaczające założenie pałacowo-ogrodowe.
c_3.jpg www.amarchitekci.com.pl Elewacja frontowa - projekt rewaloryzacji 2001r.
Plik ściągnięto 61606 raz(y) 72,25 KB
c_4.jpg www.amarchitekci.com.pl Projekt zagospodarowania terenu 2001r.
Plik ściągnięto 61606 raz(y) 95,84 KB
c_2b.jpg www.amarchitekci.com.pl Widok pałacu od str. pd.-wsch. stan z 2000r
Plik ściągnięto 61606 raz(y) 82,76 KB
c_1b.jpg www.amarchitekci.com.pl Widok pałacu od str. południowej stan z 2000r.
Pomógł: 19 razy Wiek: 95 Dołączył: 07 Maj 2008 Posty: 6911 Skąd: Oliva
Wysłany: 2009-03-07, 12:23
Historia tego pałacu to także tropienie afer przez środowiska "radio maryjne".
Cytat:
Nasz Dziennik, 2009-02-06
Z powodu niedotrzymania warunków umowy sprzedaży Agencja Nieruchomości Rolnych domaga się zwrotu gospodarstwa Sławutówko (Pomorze) należącego do spółki, której wyłącznym udziałowcem jest potomek pruskich junkrów Ulrich von Krockow. Przedstawiciele spółki odrzucają zarzuty, twierdzą, że to "sprawa polityczna". Badana jest także kwestia prawidłowości stwierdzenia obywatelstwa polskiego von Krockowa, co umożliwiło mu kupno majątku.
Agencja wystąpiła do sądu o zwrot gospodarstwa, m.in. "z powodu niedotrzymania przez nabywcę warunków umowy sprzedaży". Dotyczyły one, jak lakonicznie poinformowała nas ANR, wytycznych konserwatorskich Ochrony Wartości Kulturowych dla zespołu dworsko-pałacowego Sławutówko, programu użytkowego oraz planu realizacji tychże wytycznych. Sprawa wpłynęła do Sądu Okręgowego w Danzigu, a termin rozprawy wyznaczono na marzec. - Pałac został odrestaurowany po konsultacjach z konserwatorem - odpiera zarzuty Andrzej Brzozowski, zastępca prezesa spółki Instytut Rozwoju Regionalnego i Współpracy, władającego Sławutówkiem, na który składa się pałac, a w nim hotel, oraz 140 ha ziemi. Zrujnowany majątek w 1996 r. od dawnej Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa nabyła polska firma należąca do obecnego wójta gminy Krokowa Henryka Doeringa i jego matki. W 2002 r. odsprzedano go spółce von Krockowa. - Pałac zwiększył swą wartość 20-30-krotnie, a teraz Agencja chce go przejąć - dodaje oburzony wiceprezes. Według Brzozowskiego, chodzi o sprawę z 1997 r., kiedy ówczesny właściciel wyciął krzaki z jeziora bez konsultacji z konserwatorem zabytków. Wskazuje, że postępowanie umorzyła w 2001 r. prokuratura, a cała sprawa ma podtekst polityczny.
Wójt kaszubskiej gminy Krokowa, Henryk Doering ma firmę, która skupuje okoliczne grunty. Kilka lat temu w sąsiedniej gminie Puck nabył 140-hektarowy majątek Sławutówko z zabytkowym pałacem. Po jakimś czasie sprzedał posiadłość Ulrichowi von Krockowa, potomkowi pruskich junkrów. Sprawa trafiła przed NSA, bo von Krockowa ignorował zalecenia konserwatora zabytków; pojawiły się też wątpliwości, czy obywatelstwo polskie przyznane von Krockowowi, co umożliwiło mu kupno majątku, odbyło się w sposób zgodny z prawem.
Jak podaje „Nasz Dziennik”, w 1990 r. ówczesny wojewoda danzigi Maciej Płażyński, wydał ojcu Urlicha von Krockowa, Albrechtowi, poświadczenie obywatelstwa polskiego, dzięki czemu jego syn Ulrich w 1994 r. otrzymał polski dowód osobisty. Pół roku później minister spraw wewnętrznych uznał, że decyzję wydano „z rażącym naruszeniem prawa”, ale Ulrich von Krockow dowodu nie zwrócił, co umożliwiło mu późniejszy zakup Sławutówka.
W ocenie Najwyższego Sądu Administracyjnego majątek został więc nabyty legalnie; von Krockow śpi bezpiecznie – prócz Sławutówki
ma udziały w majątku Połczyn (219 ha), a także w Gnieżdżewie (45 ha) i Żelistrzewie (44 ha).
Dziadek Urlicha von Krockowa, Albrecht, był przed wojną obywatelem polskim, ale w 1939 r. wstąpił do NSDAP i został volksdeutschem. W 1945 r. rodzina uciekła i osiadła w Nadrenii. W myśl powojennego prawa polskiego, osoby narodowości niemieckiej zamieszkałe na stałe za granicą nie były obywatelami polskimi, a ponadto przedwojenne polskie prawo przewidywało m.in. utratę obywatelstwa polskiego wskutek wstąpienia do obcej armii lub formacji militarnej. Te fakty odrzucili sędziowie NSA i zakwestionowali wszystkie podejmowane w tej sprawie decyzje.
Historia odgrywa dużą rolę za rządów Donalda Tuska. Co jakiś czas przypominają o sobie różni dziadkowie.
Pomogła: 10 razy Wiek: 48 Dołączyła: 07 Maj 2008 Posty: 3529 Skąd: Neufahrwasser b. Danzig
Wysłany: 2009-03-07, 15:05
Bryła pałacu totalny eklektyzm. Taki zabytkowy "Gargamel" Ale mi się bardzo widzi. Nie podoba mi się wystrój wnętrza. Robi przytłaczające wrażenie i jest nieprawdziwe. Pomijam piec i parkiet - piękne.
A generalnie, to super, że uratowano kolejny pomorski pałac. Oby wszystkie inne ruiny doczekały takiego losu jak Sławutówko.
Gra warta jest kilkanaście milionów złotych. W skład majątku - leżącego w połowie drogi między Puckiem i Redą - wchodzi trzypiętrowy neogotycki pałac i około 140 ha ziemi. Formalnie właścicielem wszystkiego jest spółka z ograniczoną odpowiedzialnością o nazwie "Instytut Rozwoju Regionalnego i Współpracy", której większościowym udziałowcem od kilku lat jest Urlich von Krockow, potomek niemieckich arystokratów z Pomorza.
Po II wojnie majątek wszedł w skład PGR-u. W 1996 r. kompletnie zrujnowaną posiadłość kupiła od skarbu państwa polska spółka SLA, którą specjalnie w tym celu założyło kilka osób, m.in. wójt gminy Krokowo Henryk Doering. W 2002 r. odsprzedali jednak wszystko von Krockowowi. Niemiec przeprowadził kosztowny remont i od kilku lat prowadzi w Sławutówku luksusowy hotel i restaurację, która słynie z wyjątkowo dobrej kuchni i przyciąga coraz więcej bogatych turystów.
Tymczasem zwrotu nieruchomości zaczęła domagać się Agencja Nieruchomości Rolnej w Danzigu. Pozew cywilny w tej sprawie trafił w ub. roku do Sądu Okręgowego. We wtorek odbyła się pierwsza rozprawa. Zdaniem ANR, Urlich von Krockow nie dotrzymał umowy kupna i teraz powinien odsprzedać ją ANR w ramach "prawa odkupu".
- Na czym polegało niedotrzymanie umowy? - pytamy pełnomocnika danzigiej ANR mecenasa Mirosława Przytułę.
- Wycięto wiele drzew na terenie posiadłości i wyburzono dwa budynki bez wymaganej zgody konserwatora zabytków - odpowiedział.
(...) Wiceprezes pozwanej spółki Andrzej Brzozowski: - Roszczenie ANR jest absurdalne! Kilkanaście lat temu sprzedali pegeerowską ruinę za 460 tys. zł, a teraz próbują za bezcen przejąć majątek warty 12 milionów. Ośmieszają się, ale swoją drogą zastanawiam się, kto ma w tym interes?
(...)
Pomógł: 3 razy Dołączył: 28 Maj 2008 Posty: 889 Skąd: Gdańsk-Brętowo
Wysłany: 2009-05-13, 23:36
villaoliva napisał/a:
luksusowy hotel i restaurację, która słynie z wyjątkowo dobrej kuchni i przyciąga coraz więcej bogatych turystów.
Z tą kuchnią nie przesadzajmy Byłem tam świadkiem na weselu w 2007 roku i naocznie widziałem jak to wygląda od zaplecza w tym lokalu.
Palenie petów w kuchni to mało powiedziane
_________________ "Piszę do ciebie mały gryps, wiedz że broniłem poczty w Gdańsku, tak, dzisiaj rozstrzelają nas..." Horytnica.
guzzi Pomógł: 7 razy Dołączył: 31 Sie 2009 Posty: 172 Skąd: 3miasto
Wysłany: 2009-09-03, 10:52 ...troszeczkę historii ziem Sławutowskich...
Historia Sławutówka jest ściśle związana z Rzucewem (Sławutówko wchodziło do kompleksu dóbr rzucewskich)
Trochę wiadomości książkowych:
Pierwsza wzmianka o Sławutówku sięga roku 1277 kiedy to, za księcia pomorskiego Mściwoja II została utworzona kasztelania pucka (kasztelan Ścibor ze Slawutowa i Zelystryewa), podlegająca wojewodzie danzigiemu.
Po śmierci Mściwoja w 1294 roku włości kasztelanii puckiej przechodzą pod panowanie księcia wielkopolskiego Przemysława II, a następnie księcia kujawskiego Leszka Siemomysłowica (rządził kilkanaście dni) oraz innego księcia kujawskiego niejakiego Władysława Łokietka.Gdy Łokietek zostaje wygnany z Polski w 1300 roku, władza przechodzi w ręce króla polskiego i czeskiego Wacława II (1300-1305) a następnie jego syna Wacława III (1305-1306). Zawierucha dziejów sprawia, że ziemie puckie i wejherowskie odzyskuje na krótko Władysław Łokietek, który przejętą ziemie musiał „oddać” wezwanym na pomoc (przez ród Swięców ze strony Wacławów) Brandenburczykom. Krzyżacy odzyskują te ziemie na krótko po zdobyciu Danziga (13 listopada 1308 roku) i administrują do roku 1454.
Komentarz:
Do roku 1338 spotykamy jeszcze stanowiska kasztelanów, potniej jednak je zlikwidowano zastępując stanowiskami sędziów ziemskich (w 1354 roku było ich czterech i prawdopodobnie odpowiadali czterem kasztelaniom, które weszły w skład komturstwa danzigiego). (Lokacji na prawie chełmińskim dokonał w 1400 roku komtur danzigi Albrecht von Schwarzenburg. Ponowna krzyżacka lokacja zaistniała dzięki komturowi Konradowi von Baldersheim w 1425.)
Po powrocie Ziemi Puckiej do Korony, Kazimierz Jagielończyk w roku 1469 oddaje dobra w zastaw rycerzowi Ściborowi i jego braciom. Kolejnymi właścicielami zostaje ród Sławutowskich, a po nich, od 1589r., w znacznej części starosta pucki Ernest Wejher (dobra rzucewskie na okres trzech pokoleń przechodzą we władanie magnackiego rodu Wejherów). Ostatnim właścicielem dobr rzucewskich z rodu Wejherów był założyciel miasta Wejherowa, wojewoda malborski Jakub. Drugą jego żoną była księżna Radziwiłłówna. Drogą dziedziczenia nadmorskie włości przejmuje książę Michał Radziwiłł, żonaty z siostrą hetmana Jana Sobieskiego, Katarzyną i dlatego w 1685 roku król Jan III Sobieski staje się właścicielem dóbr rzucewskich (i sławutowskich)
Od Sobieskich dobra rzucewsko - sławutowsko - wejherowskie zakupił w 1720 roku hr. Piotr Przebendowski, który w końcu życia przepisał je synowi Ignacemu, kawalerowi orderu św. Stanisława i staroście puckiemu. Ignacy Przebendowski, po zgonie matki i pierwszym rozbiorze Rzeczypospolitej wyjeżdża do Warszawy, a rozległy majątek przekazuje kuzynowi Józefowi Przebendowskiemu, by potem sprzedać go baronowi Aleksandrowi Gibsone, rezydentowi angielskiemu w Danzigu.
...to tyle nudnej historii...
guzzi Pomógł: 7 razy Dołączył: 31 Sie 2009 Posty: 172 Skąd: 3miasto
Wysłany: 2009-09-03, 10:56 ...troszeczkę historii pałacu von Below...
Baron Gibsone w 1790 roku sprzedaje posiadłość spokrewnionemu z nim hr. Ottonowi Keyserlingkowi. Po śmierci hrabiego Ottona Keyserlingka w 1827 roku spadkobiercy podzielili dobra: rzucewsko – sławotuwskie, które przeszły wraz z posagiem córki Emmy Gertrudy w ręce rodziny Belowów, pochodzących z Pomorza Zachodniego, dobra wejherowskie pozostały po mieczu w rodzinie von Keyserlingków.
Znakomity polityk, dyplomata, żołnierz kampanii napoleońskiej przeciwko Rosji Gustaw Friedrich Euglen von Below (1791-1852) żeni się w 1820 roku z hrabiną Emmą von Keyserlingk. Dzięki temu małżeństwu w 1835 roku wchodzi w posiadanie dóbr Rzucewo i Sławutowo (750 ha). Po śmierci ojca dobra dziedziczy jego syn Karl Emil Gustav von Below, który w 1852 roku poślubia córkę danzigiego kupca Melittę Behrendt. Z małżeństwa rodzą się dwie córki i dwóch synów. W latach 1871, 1875 oboje rodzice umierają a dzieci przekazane są pod opiekę właścicielom kłanińskich dóbr Leonowi von Grass i jego małżonce.Jeden z synów – bohater naszego pałacu – Gustav Karl Theodor von Bellow ur. 24.12.1855 roku, w Rzucewie, zostaje w 1894 sekretarzem legacyjnym w Atenach, następnie w Kopenhadze i Lizbonie. W 1896 awansuje na radcę legacyjnego i przeniesiony zostaje na placówkę do Watykanu (1898). W 1900 rozpoczyna pracę w charakterze konsula generalnego w Sofii, w końcu osiągając godność tajnego radcy z prawem używania tytułu ekscelencji.
Po wybuchu I Wojny Światowej opuszcza szeregi służby czynnej, by w końcu osiąść na swoich dobrach. Po śmierci ojca w 1871 odziedziczył Rzucewo, Osłonino, Żelistrzewo, a po śmierci brata Paula (1925) Sławutówko.
Gustav Karl Theodor von Bellow 14.1.1887 roku, żeni się z hrabiną Henriettą (Henny) Marie Antonie Karoline Anna, Crenzow wywodzącą od wojowniczych, skandynawskich Wikingów, starego osiadłego na Pomorzu Zachodnim rodu Quistorp. Na początku XX w. rozpoczyna budowę, w miejscu XVIII-wiecznego dworu myśliwskiego (prawdopodobnie Przebendowskich), zespołu dworsko-parkowego z zespołem folwarcznym i z budynkami gospodarczymi, chlewnią, stajnią, oborą z kuźnią oraz młynem, a wszystko położone nad stawem – rozlewiskiem rzeki Gizdebki, tworząc malowniczy krajobraz.
Gustaw von Below biegle władał kilkoma językami, w tym również polskim, był wszechstronnie wykształcony. Zarządzanie majątkiem pozostawił żonie, która nadzorowała prowadzenie ksiąg, decydowała o zatrudnieniu i nowych przedsięwzięciach gospodarczych.
Hrabia pod koniec życia chętnie przebywał w sosnowym lesie w pobliżu pałacu, w drewnianym myśliwskim domku. Umiera 12.3.1940 roku w drugim roku kolejnej wojny światowej . Pochowano go w Sławutówku na leśnym pagórku wśród sosen by mogły tak jak za życia, przychodzić do niego dziki, sarny i jelenie. Henny von Below w Sławutówku pozostała do końca wojny. Schowała się w pałacowej piwnicy i tam zastali ją Rosjanie (prawdopodobnie ktoś ja wydał). Zwycięzcy „wielokrotnie zgwałcili” osiemdziesięciopięcioletnią staruszkę „A potem zaczęli strzelać. Ale tak by nie zabić. Kobieta podskakuje w takt strzałów. W końcu ginie…” (źródło: Polityka 16/2009). Miejscowi Kaszubi zwłoki energicznej, przedsiębiorczej i dobrej hrabiny złożyli do grobu obok męża, na skraju sławutowskiego lasu 7.3.1945 roku.
Oto jak oddziały radzieckie, które zajmowały Pomorze Danzigie, szczególnie Danzig i Sopot, charakteryzował polski oficer 1 Brygady Pancernej im. Bohaterów Westerplatte: „Północny front składał się ze zdziczałych oddziałów, które leżały w okopach od kampanii fińskiej –bez urlopu, bez kobiet, kontaktu z rodziną i cywilizacją – lub po dwóch latach wydostały się z leningradzkiego kotła. A że na niemieckich ziemiach wszystko im było wolno, więc jak drapieżniki wypuszczone z klatek rzucali się na wszystko, co się dało posiąść, gwałcili kobiety publicznie, zbiorowo, na ulicy, wyciągali z domów dziewczęta dla swoich dowódców, pili do nieprzytomności i tańczyli przy ogniskach, które palili w mieszkaniach eleganckimi meblami. Orgie te kończyły się pożarami, umyślnymi i nieumyślnymi, które pochłaniały najwspanialsze budynki i najpiękniejsze kwartały miast.( H. Grynberg, Memorbuch, Warszawa 2000, s. 172)
Płyta nagrobna.jpg Płyta nagobna
Plik ściągnięto 61181 raz(y) 39,15 KB
Grób.jpg Grób Gustawa i Henny von Below
Plik ściągnięto 61181 raz(y) 41,02 KB
Droga do grobu.jpg ..droga do grobu ok.700m wije się wąską ścieżyną wzdłuż Gizdebki a następnie w górę przez las
guzzi Pomógł: 7 razy Dołączył: 31 Sie 2009 Posty: 172 Skąd: 3miasto
Wysłany: 2009-09-03, 11:08 ... troszeczkę informacji prasowych ...
Dziennik Bałtycki "Zamieszanie wokół grafa" 25.02.2005
"...Minister spraw wewnętrznych i wojewoda pomorski - jak już pisaliśmy - sprawdzają, czy hrabia Ulrich von Krockow mógł legitymować się polskim dowodem osobistym podczas zakupu pałacu i ziemi w Sławutówku.
Informację na temat nielegalności transakcji przesłał do ministra Ryszarda Kalisza pomorski poseł Kazimierz Plocke. Jeśli potwierdzą się doniesienia, von Krockow straci nieruchomość.
Wczorajsza ,Gazeta Wyborcza" poinformowała, że Ulrich von Krockow kupił dodatkowo na Pomorzu kilkaset hektarów ziemi, m.in. w Połczynie, Gnieżdżewie i Żelistrzewie, a sprawą miała zainteresować się Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego.
Z Ulrichem von Krockow, rozmawia Dorota Abramowicz:
- Zależało panu na tej rozmowie...
- Wcześniej nie reagowałem na ataki, ale uznałem, że przekroczono granice przyzwoitości. Fundamentalne prawa - obywatelstwa i własności - łamane są na korzyść spekulantów, którzy nigdy nie ponosili historycznej odpowiedzialności za tę ziemię.
- Kupuje pan latyfundia - oprócz Sławutówka w Żelistrzewie, Połczynie, Gnieżdżewie...
- Nieprawda. Nie kupiłem Żelistrzewa i Gnieżdżewa. Wsparłem finansowo syna ostatniego polskiego przedwojennego starosty, do którego należała ziemia w Połczynie. Mam tam zaledwie kilka udziałów.
- Za to Sławutówko odkupił pan ponoć nie do końca legalnie, bo posługując się odebranym wcześniej dowodem osobistym...
- Wojewoda Maciej Płażyński uznał w 1990 r., że mój ojciec ma prawo do polskiego obywatelstwa. Dziadkowie byli obywatelami polskimi, a obywatelstwo nadał nam książę pomorski Mestwin II. Minister spraw wewnętrznych uchylił tę decyzję, ale w czerwcu 2004 roku zapadł wyrok NSA, który stwierdza, że obecny wojewoda, próbując odebrać mi dowód, rażąco naruszył prawo. Teraz znów każe mi się w ciągu trzech dni oddać dowód! Odwołałem się 19 lutego br. Jestem obywatelem polskim i miałem prawo nabyć Sławutówko. Tam leżą groby moich pradziadków Belowów, tam Kozacy zamordowali moją prababkę. Dlaczego nikt nie mówi o korzyściach, jakie dzięki Fundacji Europejskie Spotkania - Kaszubskie Centrum Kultury Krokowa odniosła gmina? Przecież to ponad 40 milionów złotych!
- Pańskie inwestycje budzą zaniepokojenie na Pomorzu...
- Zamieszanie zostało sztucznie wywołane przez posła Kazimierza Plocke. To postać tragiczna. Pan poseł spędzał kilka razy wakacje u mojej rodziny i był w przyjaźni z moim ojcem. Niestety, ten idealistyczny człowiek znalazł się w rękach ludzi, którzy prowadzą spekulacyjne interesy w gminie. Dokumenty, dotyczące moich rzekomych nieprawidłowości, dostarcza posłowi i prasie pan Tadeusz Medowski, architekt, który swego czasu chciał przejąć pałac w Krokowej, a teraz dzwoni do Sławutówka i gwarantuje ludziom zatrudnionym w pałacu Below pracę po zmianie właściciela. Co się nagle stało - Sławutówko należy do nas pięć lat, zostało podniesione z ruiny, a poseł teraz pisze listy do ministrów? Dlaczego nie zwróci się do prokuratora? Poinformowałem pana Donalda Tuska, wojewodę pomorskiego i prezydenta Sopotu, że istnieje uzasadnione podejrzenie korupcji.
- A jeśli sąd stwierdzi, że kupił pan ziemię nielegalnie?
- Byłoby to trzecie wywłaszczenie. Po raz pierwszy chcieli nam odebrać ziemię naziści w 1939 r., potem zabrali ją komuniści w 1945 r. Teraz - jak tłumaczył mi znany, warszawski polityk - wykorzystuje się klimat kampanii przedwyborczej. Proszę nie utożsamiać mnie z panią Eriką Steinbach. Liczę na uczciwość polskich sądów..."
Gazeta Wyborcza - Trójmiasto "Polskie nadzieje rodu von Krockow" red.Roman Daszczyński 2008-12-12
"...Ulrich von Krockow, dzięki orzeczeniu Naczelnego Sądu Administracyjnego, ma realne szanse na polskie obywatelstwo. Jeśli tak się stanie, setki Niemców, którzy utracili nieruchomości na obszarze przedwojennej Polski i Wolnego Miasta Danziga, mogą podjąć starania o odzyskanie dawnego majątku
Zdaniem NSA służba w armii hitlerowskiej czy zgłoszenie podczas wojny przynależności do narodowości niemieckiej nie mogą być wystarczającą podstawą do odebrania polskiego obywatelstwa. Konieczne jest indywidualne zbadanie, kto był kim w czasie wojny, zgodnie z polskim ustawodawstwem lat 1945-50.
Starania rodziny von Krockow o powrót do rodowych włości pod Puckiem trwają od początku lat 90. Historia rodu na tych ziemiach sięga XIII w. Senior rodu Albrecht Otto Ernst von der Wickerau Graf von Krockow przed wojną miał obywatelstwo polskie - urodził się bowiem i mieszkał na terenie tzw. "polskiego korytarza". W czasie wojny rodzina potwierdziła swoją narodowość niemiecką i żyła jako Niemcy - obywatele III Rzeszy. Dwaj starsi bracia Albrechta zginęli jako hitlerowscy żołnierze (we wrześniu 1939 r. jeden z nich był polskim ułanem). Członkowie rodu uciekli do zachodnich Niemiec na początku 1945 r. - przed zbliżającymi się wojskami radzieckimi. Władze PRL pozbawiły ich polskiego obywatelstwa, majątek znacjonalizowano.
Od 1990 r. Albrecht stał się rzecznikiem pojednania polsko-niemieckiego. Dzięki jego staraniom utworzono polsko-niemiecką fundację Europejskie Spotkania Kaszubskie Centrum Kultury Krokowa. Albrecht umarł w 2007 r. - wcześniej on i jego syn Ulrich dostali dowody osobiste potwierdzające polskie obywatelstwo. Jednak po kilku latach polscy urzędnicy doszli do wniosku, że dokumenty wydano z naruszeniem prawa - wojewoda pomorski i prezes Urzędu ds. Repatriacji i Cudzoziemców odmówili członkom rodziny von Krockow potwierdzenia polskiego obywatelstwa. Z ich stanowiskiem zgodził się Wojewódzki Sąd Administracyjny w Danzigu.
Ulrich odwołał się od danzigiego wyroku do Naczelnego Sądu Administracyjnego w Warszawie. Orzeczenie zapadło w połowie tygodnia. Nowy, warszawski wyrok oznacza, że sprawa musi być rozpatrzona od nowa, według wskazówek NSA.
Wiadomo, że urodzony w 1913 r. Albrecht von Krockow nie był nazistą, nie walczył też na froncie. Po wojnie zamieszkał w gminie Schweich w miejscowości Föhren koło Trewiru (Nadrenia Palatynat). Był radcą handlowym. Jeśli potwierdzą się jego prawa do polskiego obywatelstwa - automatycznie będzie je miał również syn Ulrich. To emerytowany wojskowy armii RFN, który nauczył się polskiego i od kilkunastu lat mozolnie zabiega o przejęcie i scalenie dawnych posiadłości rodu von Krockow.
Sprawa rodziny von Krockow może mieć precedensowe znaczenie dla setek rodzin, które na terytorium Polski lub Wolnego Miasta Danziga utraciły majątek z powodu przyjęcia obywatelstwa III Rzeszy. Normą było wcielanie mężczyzn z tych rodzin do hitlerowskich formacji wojskowych i paramilitarnych. Po wojnie trafiali do więzień i byli przymusowo wysiedlani za zachodnią granicę PRL. Jeśli potwierdzi się, że część z nich bezpodstawnie pozbawiono polskiego obywatelstwa - spadkobiercy będą mieli prawne podstawy do odzyskania znacjonalizowanego majątku.
Dla Gazety
Tomasz Lechowicz
dyrektor wydziału skarbu Urzędu Miejskiego w Danzigu
Rozstrzygnięcie w sprawie polskiego obywatelstwa rodziny von Krockow nie ma specjalnego znaczenia dla Danziga. Wbrew pozorom nie da się tak łatwo zlekceważyć powojennych realiów prawnych. Pod koniec lat 40. polskie władze wprowadziły dekret, który dawał trzy lata na oprotestowanie decyzji o nacjonalizacji majątku. Trzeba było zgłosić się, wylegitymować polskim obywatelstwem i przedstawić dokument potwierdzający prawo własności. Oczywiście ktoś może powiedzieć, że nie był w stanie dochodzić swoich praw ze względu na politykę komunistów. Trzeba to jednak udowodnić w sądzie. Nawet jeśli pojawią się wnioski o zwrot majątku na obszarze Danziga, będzie ich najwyżej kilka.
Roman Nowosielski
danzigi adwokat
- Problem dotyczy setek poniemieckich nieruchomości, które po wojnie nie zostały sprzedane na zasadzie umów cywilnoprawnych i nadal są w gestii gmin lub skarbu państwa. Te nieruchomości da się odzyskać na drodze sądowej w naturze. Jeśli jednak mają powojennych prywatnych właścicieli, sprawa jest praktycznie zamknięta. Przedwojenny posiadacz lub jego spadkobiercy mogą wówczas tylko ubiegać się o odszkodowanie za utracony majątek, ale w praktyce jest to trudne ze względu na obowiązujące regulacje prawne. Dekrety z końca lat 40. nie mają decydującego znaczenia, bowiem prawo musi stwarzać możliwość wykonania. Pamiętajmy, że mówimy o majątkach ludzi, którzy w tym czasie nierzadko siedzieli w więzieniach, a w końcu zostali przymusowo wyrzuceni z Polski jako Niemcy..."
NaszeMiasto.pl "Ulrich von Krockow może być Polakiem - orzekł sąd" Robert Kiewlicz
15.12.2008
"...Będzie więcej żądań zwrotu utraconych po wojnie majątków. Taką drogę może otworzyć niedawny wyrok Naczelnego Sądu Administracyjnego w sprawie Ulricha von Krockow.
Chodziło w nim o byłych obywateli polskich, którym nadano obywatelstwo niemieckie po wcieleniu terenów polskich do III Rzeszy. Dzięki temu osoby takie, choć nie czuły się często Niemcami, powoływane były w szeregi niemieckiej armii. Po wojnie, za wciągnięcie na Volkslistę i służbę w Wehrmachcie groziło nie tylko więzienie, ale także utrata obywatelstwa polskiego. Takie osoby były też objęte przepadkiem majątku.
Wyrok NSA odnosi się do konkretnej osoby. Chodzi o sprawę Ulricha von Krockow, syna ostatniego właściciela majątku i zamku w Krokowej koło Pucka - Albrechta von Krockow. Albrecht przed wojną był obywatelem polskim. Przyjął też obywatelstwo niemieckie po wcieleniu Pomorza do Trzeciej Rzeszy. W roku 1945 uciekł z rodziną do Niemiec.
Po wojnie starał się wraz z synem Ulrichem o odzyskanie majątku. Jedyną drogą było potwierdzenie polskiego obywatelstwa. W latach 90. Krockowowie otrzymali dowody osobiste. Po kilku latach urzędnicy stwierdzili jednak, że wydano je naruszając prawo i wojewoda pomorski oraz prezes Urzędu ds. Repatriacji i Cudzoziemców odmówili potwierdzenia obywatelstwa polskiego Ulrichowi von Krockow. Sprawa trafiła do sądu.
Teraz NSA stwierdził w uzasadnieniu wyroku, że ani zgłoszenie podczas wojny przynależności do narodowości niemieckiej, ani służba w niemieckiej armii nie może decydować o utracie obywatelstwa polskiego. Oznacza to, że wszelkie sprawy o potwierdzenie obywatelstwa polskiego muszą być rozpatrywane powtórnie. Jak twierdzą eksperci, wyrok NSA otwiera drogę do kolejnych żądań o zwrot majątku i odszkodowania przez osoby lub ich rodziny, które je utraciły, kiedy uznano ich za obywateli niemieckich.
- Polscy Volksdeutsche stanowili bardzo niejednorodną grupę. Na jednym biegunie sytuowali się etniczni Niemcy, na przeciwnym zaś Polacy wpisani na listę ze względów koniunkturalnych, patriotycznych lub pod przymusem - twierdzi mecenas Roman Nowosielski. - Po wojnie nienawiść Polaków dotknęła wszystkich Volksdeutschów, niezależnie od ich win.
Innego zdania jest szefowa Powiernictwa Polskiego, senator Dorota Arciszewska- Mielewczyk.
- To niebezpieczny precedens - mówi senator Arciszewska. - Kolejny raz polskie sądy pokazały, że nie bronią swoich obywateli.
Historia rodu von Krockow sięga na Pomorzu XII wieku. W 1920 roku rodzina von Krockowów przyjmuje obywatelstwo polskie. Dzieci zdają maturę zarówno w języku niemieckim, jak i polskim. W tym czasie głową rodu jest hrabia Döring von Krockow, właściciel zamku i majątku w Krokowej. Kiedy wybucha II wojna światowa, bierze w niej udział czterech synów Döringa.
Reinhold walczy w kampanii wrześniowej jako oficer Wojska Polskiego, kończy jednak życie jako oficer Wehrmachtu. Jako oficerowie niemieccy giną też jego bracia Heinrich i Ulrich. Przy życiu pozostaje jedynie Albrecht von Krockow. Podczas wojny rodzina przyznaje się do narodowości niemieckiej. Majątek opuszcza, uciekając przed nacierającymi wojskami radzieckimi. Posiadłości rodziny von Krockow zostają znacjonalizowane.
W 1945 r. na zamku siedzibę ma Państwowe Gospodarstwo Rolne i inne instytucje gminne. Do śmierci Albrecht von Krockow był rzecznikiem pojednania polsko-niemieckiego. Jego dzieło kontynuuje syn - Urlich von Krockow urodzony już na terenie Niemiec.
Często siłą zmuszani do podpisania Volkslisty
Roman Nowosielski, adwokat:
- Szacuje się, że w efekcie realizacji przez gauleiterów rozporządzenia Heinricha Himmlera z dnia 4 marca 1941 roku takich nowo kreowanych Niemców polskiego pochodzenia (Volksdeutsche Eingedeutsche), było na obszarze inkorporowanym do Rzeszy (Pomorze, Wielkopolska, Śląsk) łącznie ok. 3-3,5 miliona.
Osoby, które stanowczo odmawiały przyjęcia niemieckiej listy narodowej, były nierzadko wysiedlane wraz z całymi rodzinami na teren Generalnego Gubernatorstwa lub osadzane w obozach dla przesiedleńców, np. takich jak dla ludności z Pomorza obóz potulicki (filia KL Stutthof). Na Pomorzu w czasie okupacji niemieckiej powszechnie panował paniczny lęk przed obozem pracy, a jeszcze bardziej przed wysiedleniem do GG.
Na terenie Kaszub stosowano całą gamę środków przymusu: od nacisków administracyjnych (grożenie eksmisją, odebraniem kartek żywnościowych,) poprzez represje policyjne, kończąc na wywożeniu rodzin do obozów koncentracyjnych i uwarunkowaniu ich zwolnienia podpisaniem niemieckiej listy narodowościowej..."
Dziękuję twórcy tematu i pozdrawiam.
Herb von Below.png Herb von Below – w polu trzy męskie ucięte głowy niewiernych w stożkowych czapkach, en face. Twarze mają fryzowany zarost, rzeźbione oczy i małe nosy.
Wysłany: 2009-09-03, 16:23 Re: ...troszeczkę historii pałacu von Below...
guzzi napisał/a:
Henny von Below w Sławutówku pozostała do końca wojny. Schowała się w pałacowej piwnicy i tam zastali ją Rosjanie (prawdopodobnie ktoś ja wydał). Zwycięzcy „wielokrotnie zgwałcili” osiemdziesięciopięcioletnią staruszkę „A potem zaczęli strzelać. Ale tak by nie zabić. Kobieta podskakuje w takt strzałów. W końcu ginie…” (źródło: Polityka 16/2009). Miejscowi Kaszubi zwłoki energicznej, przedsiębiorczej i dobrej hrabiny złożyli do grobu obok męża, na skraju sławutowskiego lasu 7.3.1945 roku.
Nie wytrzymująca konfrontacji z relacjami świadków zbrodni informacja, jakoby Henny von Below była przed śmiercią wielokrotnie gwałcona, występuje chyba tylko w artykule dziennikarza "Polityki". Jednocześnie trzeba zauważyć, że inne opisy śmierci sędziwej hrabiny też wydają się być mocno ubarwione. Warto dodać, że wszystkie relacje pochodzą rzekomo od mieszkańców Sławutówka (łącznie z wstrząsającymi wieściami, które dotarły do Krokowej w 1945 roku).
Fragment książki Krzysztofa Wójcickiego, Rozmowy z grafem Albrechtem von Krockow (1997, s. 113):
Cytat:
(...) Rozkazali hrabinie von Below wyjść na łąkę. Wyszła, a oni pili, grali na harmonii i śpiewali. W końcu jeden z tych pijanych Kozaków, bo ta pierwsza fala, to byli Kozacy odbezpieczył pepeszę i puścił serię pod nogi mojej babci. Odruchowo zaczęła podskakiwać. I o to właśnie im chodziło, by tańczyła razem z nimi. Oni na drodze, a ona sama na łące. I jeszcze raz. I jeszcze raz. Długo trwał taniec 85 letniej hrabiny dla pijanych zwycięzców. W końcu jedna kula trafiła ją śmiertelnie, uwalniając od być może większych cierpień i upokorzeń.
Zatoczyła się i upadła. Za szybko. Dlatego musiała leżeć na łące trzy dni. Rosjanie zabronili grzebania ciała pod groźbą kary śmierci. Dopiero 10 marca Kaszubi, z którymi Belowowie od lat żyli w zgodzie i w przyjaźni, pochowali ją obok męża pod lasem, gdzie tak często przesiadywali razem w pogodne dni.
Cztery lata później wersja ta została rozbudowana w książce tego samego autora. Warto zwrócić uwagę na poważne różnice w obu opisach:
Cytat:
(...) Stanąć musiała na środku łąki. Jeden z pijanych zaczął grać na harmoszce, pozostali próbowali śpiewać:
I tak w kółko do upadłego. W końcu jeden z nich odbezpieczył pepeszę i puścił serię pod nogi hrabiny von Below. Odruchowo zaczęła podskakiwać. I o to im właśnie chodziło, by tańczyła razem z nimi. Oni na drodze, ona na środku łąki. I jeszcze raz i jeszcze raz i jeszcze raz. Trwał taniec 85 letniej hrabiny dla pijanych zwycięzców. Taniec śmierci. Jedna z kul trafiła ją. Zatoczyła się. Upadła. Nie umarła do razu. Przytroczono ją do konia i zaciągnięto na gnojowisko. Umierała tam przez dwa dni. Rosjanie zabronili udzielania jakiejkolwiek pomocy, pod groźbą kary śmierci. Dopiero w połowie marca, miejscowi Kaszubi, z którymi Belowowie od lat żyli w zgodzie i w przyjaźni, pochowali ją obok męża, pod lasem, gdzie tak często przesiadywali razem w pogodne dni.
Fragment z książki Krzysztofa Wójcickiego, Saga rodu von Krockow, Gdynia 2001, s. 184.
W pierwszej wersji hrabina zginęła od kuli, a jej ciało leżało na łące 3 dni. Według kolejnego opisu, postrzeloną hrabinę zaciągnięto koniem na gnojowisko, gdzie umierała dwa dni. Do tego czas pochówku.
W 1978 roku miałem okazję poznać dawną pokojówkę hrabiny Henny von Below, która w czasach PRL-u mieszkała z mężem na piętrze nieczynnego młyna przy pałacu w Sławutówku. Później odwiedzałem ją wielokrotnie wraz z innymi młodymi turystami. Na naszą prośbę w najdrobniejszych szczegółach opowiadała o czasach wojny i "wyzwoleniu" przez czerwonoarmistów (potwierdzały to jej koleżanki, które razem z nią były świadkami zamordowania Henny von Below). Przed sowieckimi żołnierzami udało im się w ostatniej chwili ukryć w zaroślach. Stamtąd, obawiając się nawet poruszyć, obserwowały łąkę, na którą czerwonoarmiści przyprowadzili sędziwą hrabinę. Ich zdaniem Henny von Below, mając czyste sumienie, prawdopodobnie nie chciała się ukrywać. Choć spotkało to sporo kobiet w tamtej okolicy, nikt nie gwałcił 85. letniej właścicielki posiadłości. Przy ognisku próbowano ją zmusić do tańca, lecz hrabina zachowywała pełną godność, nie reagując na te żądania. Nie przestraszyła się strzałów pod nogi, zapewne już przygotowana na najgorsze. "Widząc jej upór podszedł do niej olbrzymiego wzrostu pijany potwór w sowieckim mundurze z futrzaną czapą na głowie i dosłownie rozrywał staruszkę jak szmacianą lalkę, odrzucając zakrwawione zwłoki za ognisko. Jej śmiertelne krzyki zagłuszał akordeon, dzikie śmiechy i pijackie odgłosy zamroczonych spirytusem zwyrodnialców".
Co ciekawe, przeszło trzydzieści lat temu w Sławutówku o innej wersji śmierci Henny von Below nie mówiono. Za bardzo wiarygodną uznał ją również senior rodu, Albrecht von Krockow, któremu przedstawiłem makabryczne okoliczności śmierci jego babki.
Ostatnio zmieniony przez ezet 2009-09-03, 19:49, w całości zmieniany 1 raz
guzzi Pomógł: 7 razy Dołączył: 31 Sie 2009 Posty: 172 Skąd: 3miasto
Wysłany: 2009-09-03, 17:28 Re: ...troszeczkę historii pałacu von Below...
E. Zimmermann napisał/a:
Nie wytrzymująca konfrontacji z relacjami świadków zbrodni informacja, jakoby Henny von Below była przed śmiercią wielokrotnie gwałcona, występuje chyba tylko w artykule dziennikarza "Polityki". Jednocześnie trzeba zauważyć, że inne opisy śmierci sędziwej hrabiny też wydają się być mocno ubarwione.
Oto, przykład na to jak, prostym sposobem można wywołać małą sensację, Panu Ryszardowi Socha w artykule "Ziemie nieodzyskane rodu von Krockow" nr 16/2009 Polityki prawdopodobnie się udało. Udało się i mnie sprowokować do dyskusji, dzięki temu "Z pierwszej ręki" wiemy jak było.
Ogromne dzięki za sprostowanie E.Zimmermann
Ostatnio zmieniony przez ezet 2009-09-03, 19:52, w całości zmieniany 1 raz
Pomógł: 10 razy Dołączył: 10 Maj 2008 Posty: 934 Skąd: Orunia
Wysłany: 2009-09-03, 17:51
guzzi napisał/a:
Panu Ryszardowi Socha
Pani Ryszardzie...
_________________
guzzi Pomógł: 7 razy Dołączył: 31 Sie 2009 Posty: 172 Skąd: 3miasto
Wysłany: 2009-09-03, 19:12
Oczywiście, że Pani Ryszarda
guzzi Pomógł: 7 razy Dołączył: 31 Sie 2009 Posty: 172 Skąd: 3miasto
Wysłany: 2009-09-12, 12:46 ...smutny los babci Henny...
"...Kiedy moja babcia upadła, zraniona kulą, tam na łące, podbiegło do niej kilku pijanych żołdaków. Zaczęli zdzierać z niej suknię, bieliznę, a potem...- hrabia walczy z niemocą, która odbiera mu głos- a potem...zaczęli ją gwałcić. Bohaterzy...tacy to byli zwycięzcy. Ale ja muszę przebaczyć. nie zapomnieć, ale przebaczyć, czy tak Panie Wojcicki..."
Źródło: K.Wójcicki, "Mój przyjaciel trup" s.273. (przeczytałem jednym tchem)
...czyli Pani Ryszarda wiedziała,w kwietniowym numerze Polityki o czymś, o czym dowiedziałem się dopiero z lektury wydanej przedwczoraj książki Pana Wójcickiego...
Wysłany: 2009-09-13, 08:40 Re: ...smutny los babci Henny...
guzzi napisał/a:
"...Kiedy moja babcia upadła, zraniona kulą, tam na łące, podbiegło do niej kilku pijanych żołdaków. Zaczęli zdzierać z niej suknię, bieliznę, a potem...- hrabia walczy z niemocą, która odbiera mu głos- a potem...zaczęli ją gwałcić. Bohaterzy...tacy to byli zwycięzcy. Ale ja muszę przebaczyć. nie zapomnieć, ale przebaczyć, czy tak Panie Wojcicki..."
Źródło: K.Wójcicki, "Mój przyjaciel trup" s.273. (przeczytałem jednym tchem)
...czyli Pani Ryszarda wiedziała,w kwietniowym numerze Polityki o czymś, o czym dowiedziałem się dopiero z lektury wydanej przedwczoraj książki Pana Wójcickiego...
Najprawdopodobniej znakomita dziennikarka red. Ryszarda Socha informację o zgwałceniu 85. letniej hrabiny von Below otrzymała od Krzysztofa Wójcickiego (autora książki „Mój przyjaciel trup”, który w swojej powieści przytacza wypowiedź śp. Albrechta grafa von Krockow). Warto przypomnieć, że w trzech książkach autorstwa Krzysztofa Wójcickiego znajdują się różne wersje dotyczące okoliczności zgonu hrabiny von Below. Porównajmy.
Fragment książki Krzysztofa Wójcickiego, Rozmowy z grafem Albrechtem von Krockow (1997 r.):
Cytat:
(...) Rozkazali hrabinie von Below wyjść na łąkę. Wyszła, a oni pili, grali na harmonii i śpiewali. W końcu jeden z tych pijanych Kozaków, bo ta pierwsza fala, to byli Kozacy odbezpieczył pepeszę i puścił serię pod nogi mojej babci. Odruchowo zaczęła podskakiwać. I o to właśnie im chodziło, by tańczyła razem z nimi. Oni na drodze, a ona sama na łące. I jeszcze raz. I jeszcze raz. Długo trwał taniec 85 letniej hrabiny dla pijanych zwycięzców. W końcu jedna kula trafiła ją śmiertelnie, uwalniając od być może większych cierpień i upokorzeń.
Zatoczyła się i upadła. Za szybko. Dlatego musiała leżeć na łące trzy dni. Rosjanie zabronili grzebania ciała pod groźbą kary śmierci.
Dopiero 10 marca Kaszubi, z którymi Belowowie od lat żyli w zgodzie i w przyjaźni, pochowali ją obok męża pod lasem, gdzie tak często przesiadywali razem w pogodne dni.
Saga rodu von Krockow (2001 r.)
Cytat:
(...) Stanąć musiała na środku łąki. Jeden z pijanych zaczął grać na harmoszce, pozostali próbowali śpiewać:
I tak w kółko do upadłego. W końcu jeden z nich odbezpieczył pepeszę i puścił serię pod nogi hrabiny von Below. Odruchowo zaczęła podskakiwać. I o to im właśnie chodziło, by tańczyła razem z nimi. Oni na drodze, ona na środku łąki. I jeszcze raz i jeszcze raz i jeszcze raz. Trwał taniec 85 letniej hrabiny dla pijanych zwycięzców. Taniec śmierci. Jedna z kul trafiła ją. Zatoczyła się. Upadła. Nie umarła do razu. Przytroczono ją do konia i zaciągnięto na gnojowisko. Umierała tam przez dwa dni. Rosjanie zabronili udzielania jakiejkolwiek pomocy, pod groźbą kary śmierci.
Dopiero w połowie marca, miejscowi Kaszubi, z którymi Belowowie od lat żyli w zgodzie i w przyjaźni, pochowali ją obok męża, pod lasem, gdzie tak często przesiadywali razem w pogodne dni.
Mój przyjaciel trup (wydana 9.09. 2009 r.). Poniżej fragment tej powieści, który przesłał Guzzi (serdeczne dzięki)
Cytat:
(…)...opowiem panu to, co usłyszałem od naocznego światka tutejszych zdarzeń w Sławutówku, które miały miejsce kiedy weszli Rosjanie. Był wówczas kilkunastoletnim chłopcem, ale widział wszystko. Przeżył i zapamiętał.
Gdy Rosjanie wkroczyli do Sławutówka - rozpoczął swoją opowieść hrabia - najpierw skradli dywany i pocięli je siekierami na mniejsze kawałki, które służyły im do wyściełania okopów. Następnie w pałacu założyli lazaret. Zwozili tu rannych, chorych umierających, więc służba wraz z moją babką opuściła pałac i przeniosła sie do stojącego obok młyna. Same tylko kobiety no i ten chłopak, powiem panu w tajemnicy syn młynarza...Babci moja, ubrana w jakąś starą suknię, upodobniła się do kobiet ze służby. Ale ta Ukrainka, nie mogę pojąć dlaczego, postanowiła przysłużyć się Armii Czerwonej...W pewnym momencie naumyślnie się skaleczyła, obcinając nożyczkami opuszkę swego palca. Zaczęła krwawić, tak mocno, że same kobiety powiedziały jej "Biegnij do lazaretu tam ci pomogą". No i pobiegła. Ale juz nie wróciła. Wcześniej postanowiła, że zdradzi hrabinę...Switłana była do tego stopnia przewrotna i perfidna, że nie tylko opisała Rosjanom jak wygląda prawdziwa Hrabina, ale również powiedziała, że w dolnej części swojej sukni ma zaszyte perły...
Żołnierze wpadli do młyna. Bez trudu rozpoznali Henriettę. Najpierw wypruli perły z jej sukni...Także wtedy, gdy pijany krasnoarmista otwartą dłonią wymierzał jej policzki...wyciągnęli ja przed młyn...tu gdzie dziś stoi ten kamień. Pozostałe kobiety obserwowały tę scenę, no i chłopiec młynarza także...
Więc kiedy wywlekli Henriettę przed młyn, szarpali ją za włosy i bili po twarzy...zaproponowali zabawę...stanąć musiała pośrodku łąki, jeden z pijanych zaczął grać na harmoszce pozostali próbowali śpiewać...
W końcu jeden odbezpieczył pepeszę i puścił serię pod nogi mojej babci. Odruchowo zaczęła podskakiwać...I o to właśnie im chodziło...Długo trwał ten taniec 80-letniej hrabiny dla pijanych zwycięzców. W końcu okazał sie tańcem śmierci. Jedna z kul ją trafiła. Zatoczyła się. Upadła. Nie umarła od razu. Przytroczyli więc ją do konia i zaciągnęli na gnojowisko. Tam umierała przez dwa dni, a krasnoarmiści zabronili udzielania jakiejkolwiek pomocy. Pod groźbą kary śmierci. Dopiero w połowie marca, miejscowo Kaszubi, z którymi von Belowowie żyli od lat w przyjaźni, pochowali ją obok męża...
...jest jeszcze coś, o czym wiedzą tylko nieliczni, więc proszę o dyskrecję...Kiedy moja babcia upadła zraniona kulą, tam na łące, podbiegło do niej kilku pijanych żołdaków. Zaczęli zdzierać z niej suknię, bieliznę, a potem...- hrabia walczy z niemocą, która odbiera mu głos- a potem...zaczęli ją gwałcić. Bohaterzy...tacy to byli zwycięzcy. Ale ja muszę przebaczyć. Nie zapomnieć, ale przebaczyć, czy tak Panie Wójcicki...
Chciałbym także zwrócić uwagę na różne daty śmierci i pochówku hrabiny von Below, podane w wymienionych wyżej książkach. W Rozmowach z grafem Albrechtem von Krockow jest informacja, że hrabinę pochowano 10 marca 1945 roku, po trzech dniach od jej zamordowania. A z tego co wiem tereny te armia radziecka zajęła dopiero 12 marca 1945 roku. W tym dniu wkroczyli też do Pucka,Wejherowa i Redy.
W moim odczuciu relacja śp. Moniki Marzejon (mieszkającej aż do śmierci w sławutowskim młynie przy pałacu), wyjątkowej urody ulubionej pokojówki, a raczej osoby do towarzystwa Henny von Below, będącej świadkiem zamordowania hrabiny, jest całkowicie wiarygodna. Tym bardziej, że wraz z kolegami spisywaliśmy jej wspomnienia w obecności innych mieszkanek Sławutówka, które wraz z panią Marzejon widziały to makabryczne morderstwo (post z 2009-09-03, 16:23) . A odwiedzaliśmy je po raz pierwszy 31 lat temu, gdy nikt nie wierzył, że przedstawiciele rodu von Krockow będą mogli kiedykolwiek przyjechać do Polski i wrócić do swoich dawnych posiadłości.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum