Ostatnio była afera z zakupem przez Muzeum Narodowe w Danzigu falsyfikatu "Rybak" Wyczółkowskiego za 80 000 tysięcy. Sprawa dziwnie ucichła i nic dalej nie wiadomo. Jeżeli Muzeum robi takie zakupy to kto da pieniądze na kolekcję Zdanowskich. Na pewno nie Marszałek który dołożył 15 tysięcy na "Rybaka". Resztę dało Ministerstwo Kultury.
Więc kto wie czy kolekcja nie pójdzie w nieznane
Prokuratura umorzyła śledztwo w sprawie autentyczności obrazu "Rybak z siecią" Leona Wyczółkowskiego bez zapoznania się z policyjną ekspertyzą, którą zleciła. A ta mówi, że obraz najprawdopodobniej jest falsyfikatem
- Bo ile można czekać na jedną ekspertyzę? - tłumaczy Elżbieta Ellert-Rutkowska z Prokuratury Danzig-Śródmieście, która prowadzi sprawę. - Nie znaczy to jednak, że postępowania nie można będzie kontynuować, jeśli wnioski wynikające z analizy Centralnego Laboratorium Kryminalistyki Komendy Głównej Policji w Warszawie okażą się rozstrzygające. My nie potrafiliśmy jednoznacznie osądzić czy "Rybak" to oryginał czy też falsyfikat.
Kontrowersyjnego "Rybaka z siecią" (akwarela, gwasz na tekturze o wymiarach 59 na 48 cm, datowana na 1891 r.) danzigie Muzeum Narodowe kupiło jesienią 2007 r. od prywatnego właściciela za 80 tys. zł. Sprzedawca dołączył do dzieła ekspertyzę wykonaną na swoje zlecenie przez prof. Jerzego Malinowskiego z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Kiedy 10 listopada 2007 r. w "Gazecie" ukazał się artykuł o tym, że według części ekspertów, "Rybak" nie jest oryginałem, muzeum zamówiło drugą ekspertyzę, tym razem technologiczną, u prof. Dariusza Markowskiego z Instytutu Zabytkoznawstwa i Konserwatorstwa UMK. Prof. Markowski uznał, że obraz ten nie powstał w 1891 r.
- Na podstawie badań pigmentów oraz spoiwa farb należy stwierdzić, że materiały użyte w obrazie to najprawdopodobniej farby plakatowe, stosowane dopiero od połowy XX wieku - napisał prof. Markowski. - A to podważa autentyczność obrazu.
Wojciech Bonisławski, dyrektor Muzeum Narodowego w Danzigu, skierował więc w maju ub. r. sprawę do prokuratury.
- Niech ustalą, czy w grę nie wchodzi celowe sprzedanie fałszywego obrazu. Jeśli nie będzie wątpliwości, że to falsyfikat, sąd być może anuluje transakcję - mówił Bonisławski.
Bo gdyby ekspertyzy jednoznacznie wykazały, że obraz jest falsyfikatem, muzeum musiałoby zwrócić 80 tys. zł - 65 tys. dało Ministerstwo Kultury, resztę pomorski marszałek.
Biegli z policyjnego laboratorium, na polecenie prokuratury, autentyczność obrazu badali przez osiem miesięcy. W tym czasie odwiedzili kilka polskich muzeów, gdzie porównali sygnatury Wyczółkowskiego na około 150 jego obrazach, przejrzeli też listy, pamiętniki czy pocztówki pisane przez artystę. Wczoraj "Gazeta" dotarła do wyników badań.
- Obraz najprawdopodobniej nie jest autentyczny - mówi Błażej Bąkiewicz z biura prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Danzigu. - Wskazuje na to podpis malarza. Z biegiem lat sygnatura Wyczółkowskiego zmieniała się. Dzieło datowane jest na rok 1891, w tym czasie Wyczółkowski, jako jeszcze mało znany artysta, podpisywał się pełnym nazwiskiem. Tymczasem tu sygnatura brzmi "Wycz", jak w późniejszym okresie jego twórczości.
Jednak tych ustaleń prokuratura nie wzięła pod uwagę zamykając śledztwo. Dlaczego? Bo o nich nie wiedziała. Nikt też, przed podjęciem decyzji, nie zapytał policji o rezultaty badań. A te idą do Danziga pocztą. Na jakiej zatem podstawie prokuratura zakończyła śledztwo?
- Mieliśmy do dyspozycji dwie sprzeczne opinie: prof. Malinowskiego i prof. Markowskiego mówi prokurator Elżbieta Ellert-Rutkowska. - A w trakcie postępowania doszła jeszcze uzupełniająca, także autorstwa prof. Malinowskiego, potwierdzająca autentyczność obrazu.
Dlaczego, skoro prof. Jerzy Malinowski opracował pierwszą ekspertyzę na zlecenie sprzedającego dzieło, a którą potem podważył prof. Dariusz Markowski, prokuratura nie zwróciła się o opinię do niezależnego historyka sztuki?
- Bo w całej Polsce nie znaleźliśmy osoby, która by się tego podjęła - wyjaśnia prokurator.
Jacek Kucharski, właściciel Sopockiego Domu Aukcyjnego: - Nie ma prawa, które określałoby ile ekspertyz ma towarzyszyć sprzedawanemu obrazowi. Wystarczy jednak logicznie myśleć: skoro z jednej z ekspertyz wynika, że farby pochodzą z lat 50. XX w., a autor obrazu zmarł w latach 30. to wniosek jest oczywisty: to musi być falsyfikat.
Z obrotu sprawy cieszy się dyrektor Wojciech Bonisławski.
- Dla mnie sytuacja jest jasna. Jeśli wybitny historyk sztuki zaręcza, że "Rybak" jest oryginałem, pozostaje to przyjąć - mówi Bonisławski. - To w tej chwili jedyna obowiązująca opinia. Cieszę się, że z muzeum spada posądzenie o to, że wydało publiczne pieniądze na falsyfikat. "Rybaka" pokażemy na specjalnej wystawie, razem ze wszystkimi ekspertyzami. Liczymy na duże zainteresowanie.
Pomógł: 1 raz Dołączył: 09 Maj 2008 Posty: 464 Skąd: Oliwa
Wysłany: 2009-02-18, 15:01
fritzek napisał/a:
Bez komentarza...
Nie za bardzo jest mi zręcznie pisać o tym falsyfikacie lub komentować. Jeżeli tak działa prokuratura w łapaniu fałszerzy to smutne. A szanowny Pan Dyrektor MNG sam sobie wystawia opinię. Jeżeli z dwóch ekspertyz jedna jest pozytywna i tylko jedna, a cała reszta wypowiedzi i opinia technologiczna negatywne, to robienie jeszcze sensacyjnej imprezki i włączenie do zbiorów falsyfikatu lub kopii i tak obniży rangę muzeum.
80% malarstwa holenderskiego w zbiorach MNG to podobno kopie. Kopie wykonane tak dawno że nabrały cech zabytku o dużej wartości. Często są to kopie wykonane przez uczniów mistrza. "Rybak z siecią" zakupiony jako oryginał, zakwestionowany przez wielu rzeczoznawców, którego nie można poddać innym ekspertyzom, "bo w całej Polsce nie znaleźliśmy osoby, która by się tego podjęła", nie najlepiej świadczy o ekspertach i całym handlu dziełami sztuki. Coraz pewniej będą się czuli rozmaici kopiści i zwykli naciągacze. Tak na marginesie. Ekspertyzy są kosztowne i nikt nie będzie się wysilał za darmo. I tu chyba pies pogrzebany.
Pomogła: 10 razy Wiek: 47 Dołączyła: 07 Maj 2008 Posty: 3529 Skąd: Neufahrwasser b. Danzig
Wysłany: 2009-02-18, 15:42
Poziom handlowców i rzeczoznawców i samego handlu dziełami sztuki i antykami jest wszystkim doskonale znany. Chyba nie trzeba przypominać sprawy pewnego renomowanego domu aukcyjnego i akcji z rysunkiem Franciszka Starowieyskiego.
I małe szyderstwo: W nocy rozmawiałam o tym z Pszekliniakiem i wpadłyśmy na genialny pomysł. Machniemy portret któregoś z prezydentów senatu WMG z Marienkirche w tle, w manierze Witkacego i opchniemy za 200 tys. Ja zawsze w pastelu byłam dobra, Pszekliniak świetnie rysuje. Karton z lat '30 XX w. mam, kredki też.
Pomógł: 1 raz Dołączył: 09 Maj 2008 Posty: 464 Skąd: Oliwa
Wysłany: 2009-02-18, 17:28
fritzek napisał/a:
Machniemy portret któregoś z prezydentów senatu WMG z Marienkirche w tle, w manierze Witkacego i opchniemy za 200 tys. Ja zawsze w pastelu byłam dobra, Pszekliniak świetnie rysuje. Karton z lat '30 XX w. mam, kredki też.
Jak będzie to w manierze Witkacego to czarno widzę. Ale dobre kopie są na fali. I na jakimś dobrym współczesnym podłożu.
Taki pastel jak na obrazku poniżej bym zaproponował. Malowała Helene Albrecht a więc też kobieca rączka, Widok kościoła św. Piotra i Pawła oraz kościół św. Trójcy z ul. Lastadia, 1923 - 24.
Aleksandra Kozłowska: Jako historyk sztuki i miłośnik Danziga co myśli Pan o zakupach naszych muzeów?
Jacek Friedrich*: Jeżeli chodzi o ten ostatnio najgłośniejszy zakup - "Rybaka z siecią" Wyczółkowskiego, pomijając kwestię jego oryginalności (...), zastanawiam się, czy taki obraz jest rzeczywiście Danzigowi potrzebny? Czy warto - zakładając nawet, że to autentyk - wydawać 80 tys. zł na nienajlepsze dzieło dobrego malarza? Obserwuję danzigie życie muzealne od 20 lat i tylko umacniam się w przekonaniu, że to kompletna partyzantka: czasem uda się coś ustrzelić, częściej nie. Mam wrażenie, że brakuje przemyślanej strategii, zastanowienia się nad tym, czym danzigie muzea mają być, jakiego rodzaju zbiory maja gromadzić.
No jak to, jest Muzeum Narodowe, które ma być placówką narodową, Muzeum Historyczne, które ma zajmować się historią Danziga...
- W moim przekonaniu danzigie Muzeum Narodowe nigdy nie będzie w tym samym sensie narodowe co muzea w Warszawie czy Krakowie, choćby ze względu na mniejsze zbiory pozostanie lokalne. Ale to wcale nie znaczy, że tej lokalności nie można wykorzystać - nasze muzea powinny właśnie skupić się na dokumentacji dziejów Danziga, także jako znakomitego ośrodka twórczości nowożytnej, ośrodka niezwykle ważnego nie tylko w Rzeczypospolitej, ale całej Europie Północnej. Skoncentrowanie się na wysokiej jakości sztuce i rzemiośle danzigim oraz na zabytkach lokalnej kultury materialnej to, moim zdaniem, przeznaczenie tych muzeów.
Muzeum Bursztynu - oddział Muzeum Historycznego, właśnie po raz trzeci zamierza kupić część kolekcji Georga Laue, antykwariusza z Monachium. Składają się na nią XVIII-wieczne przedmioty z bursztynu, wśród nich są i te wykonane w dawnym Danzigu.
- Tak, ale to niewiele. Od lat 90. na światowych rynkach antykwarycznych często pojawiają się cenne, nieraz wprost unikatowe danzigie zabytki, którymi nasze muzea nigdy się poważnie nie zainteresowały. Mówię tu na przykład o XVII-wiecznym zielniku danzigiego botanika Jakuba Breynego (nie publikacji, ale właśnie zielniku zawierającym spreparowane rośliny) sprzedanym w Londynie, po naprawdę przystępnej cenie około 2 tys. funtów. Ostatnio w Düsseldorfie sprzedawano sygnowany obraz czołowego danzigiego malarza z XIX wieku Wilhelma Stryowskiego (cena wywoławcza poniżej 3 tys. euro). Ale największą stratą ostatnich lat był gobelin wykonany w XVII i XVIII w. zdobiący Dom Ławy, sąsiadujący z Dworem Artusa, jedyna znana część dawno zaginionego cyklu. Uważam, że Muzeum Historyczne powinno było zrobić wszystko, by go kupić.
Może nie miało pieniędzy?
- Nie wiem, nie mam wglądu w te sprawy, wypowiadam się jako człowiek z zewnątrz. Ale boli mnie wyrzucanie publicznych pieniędzy na takie na przykład wielkoformatowe wydruki fotograficzne Krzysztofa Izdebskiego, z zadęciem zwane "symulakrami" jakie zamiast prawdziwych obrazów wiszą w Dworze Artusa. Nazwa "simulacrum" ma sprawić, by te fototapety robiły mądre, uczone wrażenie, a tymczasem odzwierciedlają tylko tę kulturę kopii, repliki, naśladownictwa, jaka coraz mocniej nas otacza. Przeszedłem się parę lat temu ze znajomymi przez wspomniane Muzeum Historyczne. Co rusz: "denar danzigi (kopia)", "zbroja (replika wykonana przez miłośników dawnego uzbrojenia), jakiś dokument (kopia). Albo w Muzeum Narodowym obok "Sądu Ostatecznego" Memlinga stawia się rzeźbę ze sztucznego kamienia - trójwymiarowego Archanioła Michała odtworzonego wedle słynnego tryptyku. Po co? To estetyka Disneylandu, gdzie średniowieczny zamek zrobiony jest z plastiku, ale nikomu to nie przeszkadza, bo "wygląda jak prawdziwy". To bardzo niebezpieczne zjawisko, przyzwyczaja odbiorcę do tego, że zamiast prawdziwego zabytku dostaje jego ersatz i wszyscy się na to zgadzają. W takim razie - mówiąc nieco przewrotnie - o co ten cały szum z "Rybakiem" Wyczółkowskiego? Co za różnica czy jest prawdziwy czy fałszywy?
*Jacek Friedrich, historyk sztuki, wykładowca Uniwersytetu Danzigiego i Akademii Sztuk Pięknych w Danzigu, Jego zainteresowania naukowe skupiają się wokół kilku problemów: dzieje architektury Danziga od XVI wieku do dziś, architektura modernistyczna, związki sztuk wizualnych z ideologiami, ochrona zabytków (jest przewodniczącym Rady Konserwatorskiej przy Pomorskim Wojewódzkim Konserwatorze Zabytków).
Pomógł: 19 razy Wiek: 95 Dołączył: 07 Maj 2008 Posty: 6911 Skąd: Oliva
Wysłany: 2009-02-18, 20:48
Cytat:
Ale boli mnie wyrzucanie publicznych pieniędzy na takie na przykład wielkoformatowe wydruki fotograficzne Krzysztofa Izdebskiego, z zadęciem zwane "symulakrami" jakie zamiast prawdziwych obrazów wiszą w Dworze Artusa. Nazwa "simulacrum" ma sprawić, by te fototapety robiły mądre, uczone wrażenie, a tymczasem odzwierciedlają tylko tę kulturę kopii, repliki, naśladownictwa, jaka coraz mocniej nas otacza.
Pytanie co tam Pan Jacek by widział w zamian. Bo jeśli coś nowoczesnego to jestem przeciw.
Pomógł: 19 razy Wiek: 95 Dołączył: 07 Maj 2008 Posty: 6911 Skąd: Oliva
Wysłany: 2009-02-18, 21:47
Ja tu widzę analogię do odbudowy miasta. Takie myślenie skutkowałoby głównie pustym placem na Głównym i Starym Mieście.
W przypadku Dwory Artusa to jest zwykłe czepianie się.
Pomógł: 1 raz Dołączył: 09 Maj 2008 Posty: 464 Skąd: Oliwa
Wysłany: 2009-02-18, 22:06
villaoliva napisał/a:
Cytat:
Ale boli mnie wyrzucanie publicznych pieniędzy na takie na przykład wielkoformatowe wydruki fotograficzne Krzysztofa Izdebskiego, z zadęciem zwane "symulakrami" jakie zamiast prawdziwych obrazów wiszą w Dworze Artusa. Nazwa "simulacrum" ma sprawić, by te fototapety robiły mądre, uczone wrażenie, a tymczasem odzwierciedlają tylko tę kulturę kopii, repliki, naśladownictwa, jaka coraz mocniej nas otacza.
Pytanie co tam Pan Jacek by widział w zamian. Bo jeśli coś nowoczesnego to jestem przeciw.
Taka pokolorowana tapeta wykonana metodą wydruku z zeskanowanego czarno-białego szklanego negatywu 18x24cm to taka kopia tandeta. W takim obiekcie który ma tyle autentyków można wykonać kopię obrazu metodami tradycyjnymi. Kopistów można znaleźć.
Pan Jacek pewnie widział by jakieś nowoczesne freski nawiązujące do tych starych malowideł. Tak jak freski współczesne Wnukowej w Ratuszu. Jakoś nie rażą chociaż malowane w PRL -u.
Ja jestem za tradycyjną rekonstrukcją.
Pomógł: 19 razy Wiek: 95 Dołączył: 07 Maj 2008 Posty: 6911 Skąd: Oliva
Wysłany: 2009-02-19, 11:27
dyr Bonisławski napisał/a:
Cieszę się, że z muzeum spada posądzenie o to, że wydało publiczne pieniądze na falsyfikat. "Rybaka" pokażemy na specjalnej wystawie, razem ze wszystkimi ekspertyzami. Liczymy na duże zainteresowanie.
Czy napewno spada? No i falsyfikat malowany plakatówkami ma teraz promować muzeum?
Kupiony za 80 tys. złotych obraz Leona Wyczółkowskiego przez Muzeum Narodowe w Danzigu okazał się falsyfikatem. Większą część pieniędzy na obraz wyłożyło Ministerstwo Kultury. Czytaj: podatnicy.
Akwarela-gwasz na tekturze datowana na 1891 rok pojawiła się na rynku sztuki trzy lata temu. "Rybaka z siecią" chciał sprzedać prywatny właściciel. - Większość rzeczoznawców, do których trafił obraz, stwierdziła, że to falsyfikat - donosi Gazeta Wyborcza. Trzy lata temu odrzucił "Rybaka" warszawski dom aukcyjny Agra-Art, potem m.in. Muzeum Okręgowe im. Wyczółkowskiego w Bydgoszczy i cztery prywatne salony. Nie pogardziło obrazem za to Muzeum Narodowe w Danzigu.
Z 80 tys. zł, które muzeum za dzieło zapłaciło, 65 tys. dało Ministerstwo Kultury, pozostałe 15 tys. pomorski marszałek. Podczas zakupu obrazu z prywatnym sprzedawcą, pracownicy muzeum ani razu nie skonsultowali się z jakimkolwiek znawcą sztuki Wyczółkowskiego. - Nie zlecili własnej ekspertyzy i nie zrobili analizy chemicznej papieru czy farb, żeby potwierdzić autentyczność dzieła. Posiłkowali się tylko opinią zleconą przez sprzedającego, a sporządzoną przez prof. Jerzego Malinowskiego z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu - czytamy w artykule Wyborczej.
Historycy sztuki i rzeczoznawcy zgodnie potwierdzają: już na pierwszy rzut oka obraz wygląda na falsyfikat. Wskazuje na to zdecydowanie mniejsza finezja w pociągnięciach pędzla, pozbawione smaku światło i brak charakterystycznego dla Wyczółkowskiego stylu.
Kompromitacja danzigich muzealników? Falsyfikaty się zdarzają, zwłaszcza ponoć wśród zbiorów Leona Wyczółkowskiego (zaraz po Witkacym). Jednego za to możemy być pewni - malarz "Rybaka z siecią" namalował (w 1891 r. podczas pobytu na Ukrainie), ale oryginał, jak przyznają eksperci, wisi w Muzeum Narodowym w Krakowie.
Dodam jeszcze , że trzeba być eufemistycznie mówiąc naiwnym, żeby uwierzyć, że za 80 tys. kupuje się oryginalnego Wyczółkowskiego. Obraz "Rybak" wystawiony w Polswiss Art, w grudniu 2008 r. z ceną wywoławczą 250 tys. został sprzedany za 605 tys. sztuka.pl
Powiem tylko tyle, że środowisko antykwariuszy, kolekcjonerów, miłośników i znawców sztuki zrywa boki ze śmiechu od momentu ujawnienia tej sprawy.
A jak muzeum tak lubi falsy, to ja mam dobry namiar na fabrykę produkującą "Miśnię".
wyczółkowski1.jpg Krakowski oryginał i gdański fals. fot. archiwum gazeta.pl
Plik ściągnięto 35374 raz(y) 76,02 KB
wyczółkowski2.jpg Obraz sprzedany za 605 tys. fot. artinfo.pl/polswiss art
Prof.Jerzy Malinowski ktory sporządził opinię o rzeczonym obrazie to były wykładowca i chyba promotor (chyba--- bo o ile pamiętam moje dziecko zmieniało promotora) mojego dziecka.Ubaw miała .....ponoć nic tak nie cieszy jak cudza wpadka
Muzeum Narodowe w Danzigu już drugi raz organizuje międzynarodowy konkurs fotograficzny Album dla Danziga. Jest adresowany do wszystkich miłośników, którzy ulegają urokowi tego miasta.
Więcej na stronie Muzeum
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum